Przejdź do głównej zawartości

[PRZEDPREMIEROWO] ,,Zabijaj uważnie" czyli life-work balance w najczarniejszym wydaniu!

Jeśli połączyć dobry kryminał i dużą dawkę dobrego, inteligentnego, czarnego humoru otrzymamy właśnie ,,Zabijaj uważnie”. Nie myślałam, że przy kryminale można tak dobrze się bawić a przy tym czerpać garściami wiedzę o tym jak żyć zgodnie z zasadami uważności.


To pierwsza książka, którą oficjalnie recenzuję dla Wydawnictwa Otwartego i bardzo się cieszę, że ten tytuł przypadł mi do gustu aż tak bardzo. Czytanie tej książki to była dla mnie sama przyjemność a napisanie recenzji dodatkiem, głosem uznania za kolejny dobry tytuł w ofercie wydawnictwa, a także za to, że mogłam stać się szczęśliwą posiadaczką świetnej pozycji.

,,Bjorn Diemel, odnoszący sukcesy adwokat, zostaje zmuszony przez żonę do pójścia na terapię. Kobieta postawiła mu ultimatum: albo poprawi swój work-life balance, albo koniec z ich małżeństwem, a o kontaktach z córką może zapomnieć.
Wizyty w gabinecie nie tylko przynoszą owoce, ale w finezji uczeń przerasta mistrza. Kiedy natrętny klient Bjorna – brutalny kryminalista – zaczyna przysparzać mu problemów, adwokat zabija go zgodnie ze wszystkimi regułami mindfulness wyniesionymi z terapii.
A to dopiero początek…”

Zacznijmy od tego, że sam pomysł na fabułę jest genialny. Prosty, niby oczywisty, ale nie do końca skoro w grę wchodzą metody zarządzania emocjami na najwyższym poziomie. Dzięki temu, możemy ten tytuł traktować nie tylko jako dobry, zimnokrwisty kryminał, ale także jako trafny poradnik, radzący jak radzić sobie w sytuacjach stresowych, w pracy z klientami, kiedy sytuacja wydaje się beznadziejna a my tracimy grunt pod nogami. Autor w świetny sposób łączy ze sobą prostą fabułę, ze skomplikowanymi aspektami psychologii, manipulacji i z tym wszystkim, co ukrywa się pod określeniem ,,mindfulness”. Między wydarzeniami mamy wtrącenia tych zasad, których główny bohater nauczył się na terapii u doktora Breitnera dzięki czemu sami możemy uczyć się jak ogarnąć ,,nasz work-life balance”. Nie można zapomnieć, że dla autora temat uważności samej w sobie jest jednym z głównych zainteresowań. Jak sam wspomina w podziękowaniach uważność nie jest dla niego lekiem, ale i tak istotnie ułatwia mu życie. Całe szczęście, że zdecydował się na właśnie taką formę podzielenia się ze światem swojej wiedzy, że nie zabił uważności po prostu zwykłym poradnikiem ale dodał mu charakteru.

,,-Bo zakłada, że należy stale coś robić. To główna przyczyna odczuwalnego przez pana stresu. Stoi pan pod drzwiami i uważa za zupełnie normalne to, że pańskie myśli hasają w najlepsze. Przecież są wolne! Czy aby na pewno? I na tym polega problem: próbujemy pochwycić wolne myśli, kiedy się rozpierzchają. A przecież wcale nie musi pan myśleć. Wprost przeciwnie. Może pan nie myśleć, jeśli nie ma pan na to ochoty. Dopiero wtedy naprawdę uwolni pan swoje myśli.
- Nie ograniczam się wyłącznie do myślenia przez okrągłą dobę – zaprotestowałem nieśmiało. – Najczęściej dostaje po głowie za to, co zrobiłem.
-Na analogicznej zasadnie wolność zyska pan dopiero wtedy, gdy przyjmie pan do wiadomości, że nie trzeba robić niczego, na co nie ma się ochoty.”

Bohaterom można uwierzyć. Są nakreśleni w tak ciekawy i charakterystyczny sposób, że na miejscu głównego bohatera zamiast swojego klienta pozbyłabym się jego żony, która jest chyba w tej książce najbardziej denerwującą postacią. Śmiałabym nawet określić ją mianem szantażystki, gdyby nie to do czego posuwa się główny bohater by wyjść z tarapatów, które zresztą sam sobie na głowę sprowadził. Autor w świetny sposób lawiruje między mafijnymi zagrywkami, kruczkami prawnymi i obyczajową sielanką rodzinną, do której przecież dąży Bjorn. Nie sposób tej książki też zakwalifikować do jednego gatunku, jak już wspomniałam to świetny kryminał, z którego garściami można czerpać wiedzę. To też komedia, której dowcip jest doskonale wyważony – czarny, inteligentny humor, nienachalny w swojej prostocie. Przychylam się do polecenia z okładki, że ,,wiele scen ma rozmach jak u Tarantino.” I faktycznie, ostatni raz czułam to samo oglądając film ,,cztery pokoje” z Timem Rothem w roli głównej. Poziom niekiedy absurdu a błyskotliwymi wstawkami jest bardzo podobny.

,,Oczywiście uważność służy osiąganiu zupełnie innych rezultatów. Dzięki niej można uporać się z irracjonalnymi uczuciami. Piękno tej metody tkwi w tym, że pozwala w niezwykle subtelny sposób zapobiec gwałtownym, niekontrolowanym wybuchom emocji. Na szczęście można za jej pomocą wywołać również odwrotny efekt.
Emocje da się unieszkodliwić jak bombę. Zasadnicza różnica między stosowaniem zasad uważności i rozbrajaniem ładunku wybuchowego jest taka, że w tym drugim wypadku zawsze może dojść do eksplozji. Uważność jej zapobiega. Jeśli dziś nie rozwiązałeś dzięki niej problemu, to jutro powinno ci się udać.
Jeżeli saper ma zły dzień, nie dostanie drugiej szansy.
Co jednak najistotniejsze, specjalista wie, jak zbudowana się bomba. To oznacza, że nawet jeśli unieszkodliwił ładunek, może z powrotem go uzbroić.”

W ,,Zabijaj uważnie” życiowe rady przeplatają się ze świetnie napisanymi scenami fabularnymi, od obrazowych aktów rozczłonkowywania ciał, po brutalne pobicia a także łagodny czas rodzinnych rozrywek. Mafijny świat zaciera się z rodziną idyllą tworząc niezwykle popaprany świat Bjonra Diemela, który teraz musi nie tylko myśleć jak prawnik którym jest, ale także jak rasowy, zimnokrwisty bandyta bez żadnych skrupułów. Gdzie się tego nauczył? Na treningu uważności, z którego my sami możemy się wiele nauczyć ;) Bardzo podobała mi się sama postać Bjorna, to jak dosłownie traktował wszystkie rady, to jak metodycznie podchodził do wszystkich spraw i jak uczył się wprowadzać w życie lekcje wyniesione z gabinetu doktora Breitnera.


Jeśli tak jak Bjorn chcecie nauczyć się balansować między pracą a życiem prywatnym a przy tym dobrze się bawić podczas lektury to sięgnijcie po ,,Zabijaj uważnie”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony

[RECENZJA PATRONACKA] "Wszystko już było" Marta Lenkowska

No i stało się! Debiut literacki Marty Lenkowiskiej już śmiga na rynku wydawniczym zbierając same pozytywne opinie. To dla mnie książka wyjątkowa pod wieloma względami, między innymi dlatego, że to także mój… DEBIUT PATRONACKI! Tak, dobrze czytacie, moje logo po raz pierwszy pojawiło się oficjalnie na okładce książki, którą możecie już zamawiać w księgarniach! A jeśli chcecie dowiedzieć się co mnie w tej książce dodatkowo ujęło to zapraszam na szczerą recenzję patronacką :) Przypomnij sobie kiedy ostatnio przygniotło Cię poczucie bezradności i okrutnej pustki. Przypomnij sobie i chodź ze mną w podróż do pachnącej i słonecznej Portugali. Zobaczymy blaski i cienie sławy, odtworzymy rodzinne więzi, naprawimy błędy przeszłości i na nowo pokochamy… siebie, innych, miejsca i smaki. Zobaczymy przemiany na lepsze i gorsze, będziemy świadkami dowodów ludzkiej dobroci. Powtarzaj za mną „Wszystko już było” , ale może być raz jeszcze. „Częściowa utrata pamięci to przekleństwo czy błogosławieństwo?