Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu.
Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię.
Słowa Jana Englerta nie raz doprowadziły mnie do śmiechu, powagi i własnych przemyśleń i przy lekturze jego rozmowy z autorką miałam okazję użyć kilku, kilkunastu znaczników by móc powrócić do niektórych fragmentów w późniejszym czasie. „Bez oklasków” czyta się jak dobrą powieść przygodową, nie rzadko wątpiąc w prawdziwość zdarzeń, ale to właśnie nadaje całość niesamowitej realności. Opowieści naocznego świadka, kogoś kto sam przeżył wszystko to o czym mówi – Jan Englert zna się na sztuce, nauczaniu, życiowych zawirowaniach losu jak nikt inny.
Aktor, reżyser dyrektor teatralny, pedagog. Postać Jana Englerta poznajemy chyba z każdej możliwej strony, przechodząc przez szczegóły i ogóły jego życia. W książce Kamili Dreckiej jest, i to najważniejsze, szczery do bólu. Szczery i prawdziwy. Nie koloruje wspomnień, nie przeinacza rzeczywistości a na swojej osobie nie zostawia suchej nitki, krytycznie podchodząc do swojej przeszłość. Przy tym pozostaje lekko humorzasty i błyskotliwy.
Jak wspomina – Jan Englert z przeszłości to teraz ktoś inny, niemalże obcy. Przytaczając fragmenty życiorysu mówi o sobie w trzeciej osobie, delikatnie wytykając błędy i sukcesy, wspominając zarówno złe i dobre rzeczy, które mu się przydarzyło, których był świadkiem albo prowodyrem. Te historie poprzeplatane z jego wypowiedziami – odpowiedziami na pytania autorki to dla mnie jego spowiedź, opowieść o tym co przeżył.
Nie brak w tej książce humoru i scen niemalże komediowych. Jan Englert używa czasem ciętego języka co powoduje, że jego postać staje się jeszcze bardziej intrygująca. Wywiad-rzeka, kolejny czytany przeze mnie po „Aktor musi grać by żyć”, rozmowy z Arturem Barcisiem. (Moja recenzja TUTAJ!) Wciągający tom pełen anegdot, przemyśleń, zza kulisowych ciekawostek a to wszystko okiem człowieka na stałe osadzonego w panteonie kultowych postaci Polskiego Kina i Teatru. Nie ma chyba osoby, która nie znałaby Jana Englerta z postaci Ferdynanda Lipskiego z „Killera” czy Wiktora Kozłowskiego z „Komedii Małżeńskiej”, nie mówiąc już o takich postaciach granych przez niego na deskach teatru: Ryszard III, Król Lear, Marek Antoniusz.
Świetnym dodatkiem do „Bez oklasków” to umieszone na końcu zdjęcia, mały zbiór kadrów z życia. Wycinki z jego najsłynniejszych ról, portrety rodzinne, prawie kalendarium twórczości. Polecam sięgnąć po ten tytuł każdemu fanowi, każdemu zainteresowanemu teatrem, filmem czy twórczością nie tylko Jana Englerta, ale też całej śmietanki teatru i filmu.
Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię.
„Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony z wielu Englertów. Jest romantyczny i analityczny, niegodziwy i szlachetny, bezwzględny i empatyczny, a jednocześnie pozbawiony – wydawałoby się niezbędnego w wypadku aktorstwa – szaleństwa. Ponad pięćdziesiąt lat na scenie i piastowanie ważnych funkcji pozwoliło mu poznać dobrze własną naturę, nabrać dystansu do rzeczywistości i z ironią spojrzeć na siebie sprzed lat.
Do tej pory pisali o nim inni. Kamili Dreckiej jako pierwszej udało się nakłonić go do szczerej rozmowy. Jakiego Jana Englerta poznamy z ich dialogu?”
Słowa Jana Englerta nie raz doprowadziły mnie do śmiechu, powagi i własnych przemyśleń i przy lekturze jego rozmowy z autorką miałam okazję użyć kilku, kilkunastu znaczników by móc powrócić do niektórych fragmentów w późniejszym czasie. „Bez oklasków” czyta się jak dobrą powieść przygodową, nie rzadko wątpiąc w prawdziwość zdarzeń, ale to właśnie nadaje całość niesamowitej realności. Opowieści naocznego świadka, kogoś kto sam przeżył wszystko to o czym mówi – Jan Englert zna się na sztuce, nauczaniu, życiowych zawirowaniach losu jak nikt inny.
„(…)Oczywiście mam krótką definicję artysty: wielki aktor jest artystą. A kto to jest artysta? Już trochę o tym mówiłam – artysta to ten, który stwarza rzeczywistość, a nie w nią wchodzi. Jak pani wie, dla mnie określenie ,,rzemieślnik” jest największym komplementem. Ale rzemieślnik to nie jest artysta, dlatego że rzemieślnik idealnie wpasowuje się w rzeczywistość, panuje nad nią. A artysta ją demoluje, wzbogaca, znajduje w tej rzeczywistości coś, czego inni nie dostrzegają, i nie obawia się tego pokazać”
Aktor, reżyser dyrektor teatralny, pedagog. Postać Jana Englerta poznajemy chyba z każdej możliwej strony, przechodząc przez szczegóły i ogóły jego życia. W książce Kamili Dreckiej jest, i to najważniejsze, szczery do bólu. Szczery i prawdziwy. Nie koloruje wspomnień, nie przeinacza rzeczywistości a na swojej osobie nie zostawia suchej nitki, krytycznie podchodząc do swojej przeszłość. Przy tym pozostaje lekko humorzasty i błyskotliwy.
Jak wspomina – Jan Englert z przeszłości to teraz ktoś inny, niemalże obcy. Przytaczając fragmenty życiorysu mówi o sobie w trzeciej osobie, delikatnie wytykając błędy i sukcesy, wspominając zarówno złe i dobre rzeczy, które mu się przydarzyło, których był świadkiem albo prowodyrem. Te historie poprzeplatane z jego wypowiedziami – odpowiedziami na pytania autorki to dla mnie jego spowiedź, opowieść o tym co przeżył.
,,Często niesłyszalne.
No nie, słyszalne to ono jest, tylko nieartykułowane. Polega to na tym, że w tej chwili mówimy wszyscy jak encefalograf umierającego, takie ,,bzbzbzbzbz” i tylko od czasu do czasu „bzbzbzbzbz, kurwa”. O, żyje, jednak zaskoczyło!”
Nie brak w tej książce humoru i scen niemalże komediowych. Jan Englert używa czasem ciętego języka co powoduje, że jego postać staje się jeszcze bardziej intrygująca. Wywiad-rzeka, kolejny czytany przeze mnie po „Aktor musi grać by żyć”, rozmowy z Arturem Barcisiem. (Moja recenzja TUTAJ!) Wciągający tom pełen anegdot, przemyśleń, zza kulisowych ciekawostek a to wszystko okiem człowieka na stałe osadzonego w panteonie kultowych postaci Polskiego Kina i Teatru. Nie ma chyba osoby, która nie znałaby Jana Englerta z postaci Ferdynanda Lipskiego z „Killera” czy Wiktora Kozłowskiego z „Komedii Małżeńskiej”, nie mówiąc już o takich postaciach granych przez niego na deskach teatru: Ryszard III, Król Lear, Marek Antoniusz.
,,(…)Ciekawe, że bardziej ekscytuje nas to, co jest złe. Sztukę zawsze interesował diabeł, jako nieprzewidywalny, pokręcony, intrygujący. W przeciwieństwie do anioła, który wydawał się banalny, jednowymiarowy. Ale teraz żyjemy w czasach, w których to diabeł zrobił się banalny, bo wlazł pod latarnię i w pełnym świetle funkcjonuje, a mnie bardziej obchodzi anioł, który wstydzi się tego, że musi się chować po bramach. Mnie w tej chwili zaczyna interesować dobro. I to dobro, które jest w defensywie. To jest dopiero ciekawe – być dobrym i być za to zlekceważonym. A diabłów mamy wiele. Diabełki sraluchy, Boruty, Lucyfery, dookoła właściwie same diabły. Taki nadmiar jest nieinteresujący.”
Świetnym dodatkiem do „Bez oklasków” to umieszone na końcu zdjęcia, mały zbiór kadrów z życia. Wycinki z jego najsłynniejszych ról, portrety rodzinne, prawie kalendarium twórczości. Polecam sięgnąć po ten tytuł każdemu fanowi, każdemu zainteresowanemu teatrem, filmem czy twórczością nie tylko Jana Englerta, ale też całej śmietanki teatru i filmu.
Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwo OTWARTE!
Komentarze
Prześlij komentarz