Przejdź do głównej zawartości

Czy ,,Oczy zachodzące szkarłatem" wykorzystały swój potencjał?

To książka, która pozostawia po sobie całą masę przeróżnych emocji. Wodzi czytelnika za nos, zmusza do myślenia, zaskakuje, ale też w pewnych aspektach działa na nerwy. Od tajemniczej zbrodni po błędy przeszłości. Tajemniczy pensjonat odcięty od świata, obcy ludzie w nim zamknięci i trup, którego nikt się nie spodziewał. Czy goście mogą czuć się bezpieczni skoro mordercą może być ktoś z nich?



,,Z dala od cywilizacji, u podnóża gór, wyrósł ośrodek wypoczynkowy. A w nim kilkoro ludzi uwięzionych przez zamieć śnieżną, zdanych tylko i wyłącznie dala siebie. Strach, niepewność i… Morderstwo. Nadchodzi coś mrocznego, coś wyjątkowego… A Ty będziesz na to patrzeć…

Misternie uknuta intryga, przeszłość upominająca się o swoje w najmniej spodziewanym momencie i samozwańczy detektyw, dla którego każda poszlaka jest na wagę złota.
Poznajcie ,,Oczy zachodzące szkarłatem” i dajcie się wciągnąć do gry o… Życie! Oglądaj się za siebie, bo nigdy nie wiesz, kiedy trzeba będzie zapłacić za swoje grzechy.”

Na początek muszę przyznać autorowi, że pomysł miał genialny. Zarys historii o uwięzionych w jednym miejscu i walczących o życie jest klasykiem, który w zależności od wykonania przypada do gustu nawet najbardziej wybrednym fanom gatunku. Niestety w przypadku książki Wojciecha Czernka mam pewne wątpliwości. Mam wrażenie, że nie jest to rasowy kryminał, który od początku do końca trzyma w napięciu i pełny jest szokujących a nawet brutalnych scen, tylko dość dobra powieść detektywistyczna. Pomijając dobrze zarysowaną fabułę, która mnie wciągnęła i na prawdę zmusiła do wytężenia szarych komórek w typowaniu kto tak naprawdę jest mordercą to największym problemem w tej książce stanowi dla mnie główny bohater.
Samuel Smoter przyjeżdża do pensjonatu wraz ze swoją dziewczyną Natalią, która jest ukochaną wnuczką właściciela. Od początku nastawiony jest do tego wyjazdu negatywnie, ale gdy tylko sprawy się komplikują wstępuje w niego przedziwna moc sprawcza, która przemienia go psychicznie w genialnego i bezbłędnego detektywa, którego największym celem jest rozwikłanie tej zagadki. Knując własny spisek by samemu dojść do rozwiązania upiera się by nie wzywać policji, nawet wtedy gdy jest to możliwe. Mam wrażenie, że dla Samuela śmierć jest najciekawszą i najlepszą rozrywką na jaką może liczyć w tym pensjonacie, przez co zapomina o całej reszcie.

,,Samuel zaczął głęboko oddychać. Wiedział, że jedyne czego potrzeba w takich momentach to rozsądek oraz logika. I rzecz jasna zimna krew. Wykorzystywał to mnóstwo razy w swoich opowiadaniach, stało się to jego mantrą i ciągłe pisanie o tym, zakorzeniło się w jego umyśle. 
Zamknął na sekundę oczy, wziął ostatni głęboki oddech i spojrzał jeszcze raz na ten makabryczny obraz. Widział to teraz w zupełnie inny sposób, trzeźwy i opanowany. W jednej chwili w jego głowie przeskoczył trybik uruchamiający jego genialne, a jednocześnie przerażające zdolności obserwacji i wyciągania wniosków. 
Zrobił krok do środa i pchnął drzwi do pokoju Kazimierza, aby się zatrzasnęły, po czym przekręcił klucz znajdujący się w zamku. 
Samuel Smoter poczuł dziwne podniecenie.” 

Reszta bohaterów napisana jest już całkowicie normalnie. Obsługa i goście wypadają na tle Samuela nawet blado i nieciekawie i boję się, że autor specjalnie zastosował ten zabieg by Sam wydał się jeszcze bardziej charakterystyczny niż go opisał. Według mnie niestety sprawiło to, że postać głównego bohatera jest przy tym jednym z najbardziej denerwujących literackich postaci z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia. Ostatni raz tak nienawidziłam bohatera czytając krótką powieść ,,Diabeł w raju” (autor). Samuel pod wpływem swojego własnego śledztwa staje się opryskliwy i agresywny, nie mówiąc już o tym, że zgrywa najodważniejszego, najmądrzejszego i w ogóle całego ,,naj”. Czytając tę książkę kilka razy złapałam się na myśleniu, że to właśnie on jest mordercą i tylko próbuje zrzucić podejrzenia na innych. Tak jednak nie jest a zakończenie śledztwa okazuje się nawet bardziej naciągane niż wspominania teoria.

,,Dlaczego coś wciąż powstrzymywało Damiana przed pójściem do tego obcego domu lub skierowanie się w dalszą drogę. Jeśli miałby komuś ratować życie, to tylko i wyłącznie Smoterowi, cała reszta nie miała dla niego znaczenia. Ale czy Sam chciałby tego? Był bystry. Nie! Był cholernie bystry i gdy Damian miał już opuszczać pensjonat, usłyszał od niego wręcz błagalne słowa, powiedziane wystarczająco cicho, żeby nikt ich nie usłyszał: 
-Nie wzywaj policji. Ja się wszystkim zajmę.” 

Historia przedstawiona jest w sposób ciekawy. Opisy miejsc i akcji przyjemnie budują napięcie. Czytelnik ma wrażenie jakby faktycznie był zamknięty w pensjonacie razem z bohaterami i razem z nimi przeżywał wszystkie wydarzenia zaledwie dwóch dni przy czym nawet przeciągnięte i trochę za bardzo wymyślne zakończenie nie wydaje się takie złe.
Największy jednak problem miałam z czymś zupełnie innym, z czymś co nawet nie leżało w dużej mierze po stronie autora. W pozytywnym odbiorze książki i w jej bezproblemowym przeczytaniu utrudniała mi koszmarna korekta tekstu. A właściwie jej brak. Od literówek, uciętych spacji i błędach w imionach bohaterów po błędy stylistyczne – nawet na okładce!

Normalnie nie zwracam na to uwagi. Normalnie, czyli wtedy kiedy błędy tak bardzo nie rzucają mi się w oczy. Nie jestem polonistką i zdaję sobie sprawę z tego, że moja wiedza o języku nie jest doskonała, ale podstawowe informacje przyswoiłam jeszcze w szkole podstawowej. O ile część z tych pomyłek można wytłumaczyć na przykład awarią techniczną komputera czy błędem w druku (co każdemu się może zdarzyć – sama wyłapałam literówki w swojej pracy licencjackiej… dwa tygodnie po obronie XD. Albo wtedy kiedy puściłam do druku okolicznościowe koszulki z literówką w nazwie drużyny i zorientowałam się o tym jak już każdy miał swoją koszulkę), tak błędów stylistycznych niewyłapanych przez korektę nawet nie wiem czym mogłabym wytłumaczyć.




,,Zapalił ponownie latarkę i skierował jej światło na ścianę przeciwległą do szafy, którą wszedł do pokoju, ścianę. Jasnobrązowa boazeria, podobnie jak w innych pomieszczeniach, dodawała kolejnych lat już i tak staremu budynkowi.”



Czytając książkę, jakąkolwiek, chciałabym nie musieć zastanawiać się co kilka stron czy został wprowadzony nowy bohater czy to po prostu literówka. Takie przystanki wybijają mnie z rytmu czytania i nie pozwalają mi wgryźć się w tekst z odpowiednim skupieniem. Do tego autor w swojej fantazji zrobił coś czego absolutnie w literaturze nie znoszę – ostatnie strony powieści nie wprowadzają do fabuły niczego nowego a jedynie są pretekstem do tego by autor mógł napisać kontynuację. A przypadku tej książki ostatnie strony są tak męczące i tak bardzo wprowadzone na siłę, że nawet rozwiązanie zagadki tajemniczego morderstwa w pensjonacie w Szczyrku wydaje się być najbardziej realną wersją zdarzeń jaka mogłaby faktycznie zadziać się w prawdziwym świecie. Za ostatnie strony ode mnie duży minus.

,,Oczy zachodzące szkarłatem” to opowieść z ogromnym potencjałem, niestety nie wykorzystanym w stu procentach. Liczyłam na krwawy kryminał, thriller trzymający w napięciu do ostatniej strony, przy którym co chwila wstrzymywałabym oddech a dostałam łagodną powieść detektywistyczną w swoim stylu znacznie wzorowanej na powieściach Agathy Christie lub przygodach Sherlocka Holmes’a. A szkoda, bo zapowiadała się mocna literatura.

Podsumowując. Główny bohater to gbur, któremu wydaje się, że jest najmądrzejszy i najlepszy. Nie liczy się z nikim i z niczym przy czym przez całą książkę powtarza, że wie kto jest mordercą a potem wyrusza na poszukiwanie kolejnych wskazówek i elementów układanki bo nie jest pewny. Reszta bohaterów wypada blado, ale ich przynajmniej można polubić. Można im nawet współczuć, w końcu niemalże na ich oczach zginął ktoś kogo znali.
Fabuła aż do zakończenia trzyma się całości, jest prowadzona logicznie i tak by jedno zdarzenie wynikało z drugiego. Widać u autora konsekwencję i przemyślenie całego scenariusza. Tu duży plus bo ciężko o naprawdę dobrą zagadkę. Dodam, że nie udało mi się wytypować prawidłowo kto jest sprawcą całego zamieszania.
Świat przedstawiony jest ujęty rewelacyjnie. Autor dosłownie przenosi czytelnika do zasypanego śniegiem Szczyrku, do mrocznego i starego pensjonatu.
Zwieńczenie całej książki i niepotrzebne wtrącenia – ode mnie minus.

Biorąc to wszystko pod uwagę ,,Oczy zachodzące szkarłatem” oceniam na 5 gwiazdek na 10 (w skali portalu lubimyczytac.pl)

Ciekawostka:
Przez całą książkę powtarza się adres internetowy strony, na której główny bohater publikuje swoje kryminalne opowiadania. Zwróciłam na to uwagę, ponieważ za każdym razem adres tej strony zaznaczony jest kursywą. W końcu uległam i wpisałam adres do przeglądarki. Spodziewałam się szeroko zakrojonej akcji promocyjnej, gdzie można by przeczytać opowiadania Samuela Smotera, poznać go niemalże jak prawdziwego, żyjącego człowieka. Ale tu też się zawiodłam. Adres tyle razy wymieniany w książce należy do Pana Ryszarda Smotera – właściciela szkoły jazdy IMOLA, który na swojej stronie internetowej dzieli się wiedzą o zdobywaniu prawa jazdy. Ucieszyłabym się gdyby autor sprawdził co w rzeczywistości kryje się pod nazwą, którą tak często wymienia w swojej książce i użyłby albo nieistniejącej, albo wykorzystałby pomysł na faktyczną stronę internetową swojego bohatera. Tak się jednak nie stało a mnie pozostało kolejne rozczarowanie.
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feniks.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony

[RECENZJA PATRONACKA] "Wszystko już było" Marta Lenkowska

No i stało się! Debiut literacki Marty Lenkowiskiej już śmiga na rynku wydawniczym zbierając same pozytywne opinie. To dla mnie książka wyjątkowa pod wieloma względami, między innymi dlatego, że to także mój… DEBIUT PATRONACKI! Tak, dobrze czytacie, moje logo po raz pierwszy pojawiło się oficjalnie na okładce książki, którą możecie już zamawiać w księgarniach! A jeśli chcecie dowiedzieć się co mnie w tej książce dodatkowo ujęło to zapraszam na szczerą recenzję patronacką :) Przypomnij sobie kiedy ostatnio przygniotło Cię poczucie bezradności i okrutnej pustki. Przypomnij sobie i chodź ze mną w podróż do pachnącej i słonecznej Portugali. Zobaczymy blaski i cienie sławy, odtworzymy rodzinne więzi, naprawimy błędy przeszłości i na nowo pokochamy… siebie, innych, miejsca i smaki. Zobaczymy przemiany na lepsze i gorsze, będziemy świadkami dowodów ludzkiej dobroci. Powtarzaj za mną „Wszystko już było” , ale może być raz jeszcze. „Częściowa utrata pamięci to przekleństwo czy błogosławieństwo?