Wzbudziła we mnie całą masę sprzecznych emocji. Wodzi za nos, zaskakuje fabularnie a jednak po 300 stronach mam jej jednocześnie dość i czuję jej niedosyt. Książka, która pokazuje od dawna znaną prawdę, że kłamstwo ma krótkie nogi i zawsze wyjdzie na jaw. Trzy przyjaciółki i sekret, który skrywa każda z nich. Do jakich tragedii doprowadzą wydarzenia z ich młodości?
Na wstępie chcę zaznaczyć, że spodziewałam się po tej książce ogromnych fajerwerków. Czytając opis od wydawnictwa miałam nadzieję, na co najmniej fajerwerkowego smoka, którego Merry i Pippin odpalili w Drużynie Pierścienia na urodzinach Bilba. Czy dostałam to czego się spodziewałam? Nie chcę mówić, że nie, ale idąc dalej tropem fajerwerków powiem, że dostałam ledwie jedną petardę i paczkę zmokniętych ,,zimnych” ogni. A dlaczego tak uważam opowiem w dalszej części.
Zacznijmy od tego, że książka w pierwszych stronach zdradza zakończenie. Może użyłam zbyt mocnego słowa, bo to co w pierwszych stronach nie pokrywa się w stu procentach z faktycznym finałem i jedynie naprowadza czytelnika na rozwiązanie zagadki, ale takie zabiegi nie koniecznie przypadają mi do gustu. To jak z filmami, w których pierwsze sceny zdradzają co będzie na końcu a cała reszta filmu opowiada o tym, jak do tego doszło. Byłam to jeszcze skora pominąć, gdyby nie to, że książka tak do połowy była dla mnie niemalże nie do przebrnięcia. Na 150 stronach nie dzieje się absolutnie nic co by mnie zaskoczyło, co by mną wstrząsnęło czy sprawiło, że moje serce zabiłoby szybciej. Nie mówiąc już o tym, że pierwszy sekret poznajemy właśnie na tych pierwszych stu pięćdziesięciu stronach. Jest to o tyle dziwne, że ma się wtedy wrażenie że książka już do samego końca będzie o niczym specjalnym. Bohaterki zmagają się ze swoimi prywatnymi problemami, dużo piją i marnują okropne ilości jedzenia (serio, ilość zamawianych lub gotowanych przez nie potraw, które po kilku kęsach i tak trafią do kosza jest zatrważająca) i wydaje się, że nic ciekawego już w tej książce nie zobaczymy. Po przeczytaniu wspomnianej połowy książki byłam już gotowa wystawić jej ocenę 2 i podzieliłam się tymi spostrzeżeniami ze swoimi przyjaciółkami, ale potem zaczęłam czytać dalej…
Ta jedna decyzja, którą podejmuje Megan pociąga za sobą szereg komplikacji i wyznań, na które żadna z trzech przyjaciółek nie jest gotowa. Okazuje się, że nie ona jedna skrywała sekret przez tyle lat. Sprawa sprzed tych dwudziestu lat nie dawała spokoju nie tylko Megan a teraz, wszystko miało wyjść na jaw. Zagadka miała być w końcu rozwiązana.
Pamiętam, kiedy byłam mała, wraz ze swoimi rodzicami i siostrą odwiedziliśmy wujostwo. Nie pamiętam z jakiej okazji była to obiado-kolacja, ale wracając myślami do tamtego wieczora widzę jeden film, który akurat leciał na Canal+ (albo na HBO, ale to nie ważne). Był to amerykański film krótkometrażowy, jeden z kilku wyświetlanych na tym kanale akurat o tej godzinie. Do dziś pamiętam, że film ten był tragikomedią, opowiadającą o mężczyźnie, który jadąc samochodem napotykał różne osoby i z większą lub mniejszą premedytacją zabijał je i wkładał do bagażnika swojego samochodu (albo samochód był kradziony, nie wiem). W każdym razie, gdy w bagażniku miał już jakąś kobietę, policjanta i psa, podjechał na stację benzynową by zatankować. Kiedy płacił ktoś mu ten samochód ukradł. Facet jak gdyby nigdy nic zadzwonił po policję i zgłosił kradzież samochodu z datą z dnia poprzedniego. Na tym film się skończył a ja do dziś pamiętam niedorzeczność jego postępowania. ,,Zabiłem go? Wsadzę go do bagażnika!” - i tak kilka razy. Dlaczego o tym mówię? Bo ,,Fatalne kłamstwo” to też taka tragikomedia pomyłek i niedomówień, w której powielane są nie całkiem dobre wzorce, trochę niedorzecznie właśnie pokazując pewne wydarzenia.
,,Fatalne kłamstwo” niczym mnie nie zszokowało i niczym mnie nie zdziwiło. Nawet kiedy od połowy akcja przyśpiesza a każde kolejne wyznane kłamstwo pociąga za sobą drugie i nowe fakty wychodzą na wierzch nie wywarło to na mnie wielkiego wrażenia. Muszę jednak przyznać, że tej książce udało się mnie zaskoczyć w jednym miejscu. Przyznaję punkt dla książki, bo epilog faktycznie złapał mnie z zaskoczenia, ale było to zaledwie kilka stron.
Valerie Keogh wydała samodzielnie dziewięć pozycji. Tak, do tej pory była specjalistką od self-publishingu toteż spodziewałam się po tej książkę kompletnej klapy, bo do tej pory nie trafiłam na dobre pozycje z tej kategorii. Całe szczęście nie jest to rozczarowanie roku. Pomijając wszystkie aspekty poboczne, prywatne problemy bohaterek, których swoją drogą nie polubiłam nawet przez chwilę, i opisywane przez autorki wszelkie czynności jest to całkiem dobra fabuła z ogromnym potencjałem. Szkoda, że otoczka nie jest tak pomysłowa jak cały zamysł, ale i tak nie jest to najgorsza książka, którą miałam okazję czytać. Dlatego jeśli się nie boicie i chcielibyście zobaczyć na własne oczy jak nasze decyzje mogą kształtować życie innych, jak kłamstwo przerodzić się może w tragedię – to książka dla Was.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że spodziewałam się po tej książce ogromnych fajerwerków. Czytając opis od wydawnictwa miałam nadzieję, na co najmniej fajerwerkowego smoka, którego Merry i Pippin odpalili w Drużynie Pierścienia na urodzinach Bilba. Czy dostałam to czego się spodziewałam? Nie chcę mówić, że nie, ale idąc dalej tropem fajerwerków powiem, że dostałam ledwie jedną petardę i paczkę zmokniętych ,,zimnych” ogni. A dlaczego tak uważam opowiem w dalszej części.
,,Gdy Beth, Megan i Jonne poznały się na londyńskim uniwersytecie, mimo dzielących je różnic szybko stały się nierozłącznymi przyjaciółkami, gotowymi zrobić dla siebie nawzajem wszystko. Zgodziły się nawet zachować w tajemnicy wstrząsające wydarzenia z pewnej nocy.
Teraz są po czterdziestce i prowadzą udane życie. Jednak kłamstwa i skrywane latami mroczne sekrety z przeszłości na każdej z nich odcisnęły piętno. Wiedziona wyrzutami sumienia Megan postanawia zrzucić z siebie ciężar i wyjawić swojej życiowej partnerce prawdę o tamtej feralnej nocy sprzed dwudziestu lat. Ich poukładane życie może zmienić się w koszmar…”
Zacznijmy od tego, że książka w pierwszych stronach zdradza zakończenie. Może użyłam zbyt mocnego słowa, bo to co w pierwszych stronach nie pokrywa się w stu procentach z faktycznym finałem i jedynie naprowadza czytelnika na rozwiązanie zagadki, ale takie zabiegi nie koniecznie przypadają mi do gustu. To jak z filmami, w których pierwsze sceny zdradzają co będzie na końcu a cała reszta filmu opowiada o tym, jak do tego doszło. Byłam to jeszcze skora pominąć, gdyby nie to, że książka tak do połowy była dla mnie niemalże nie do przebrnięcia. Na 150 stronach nie dzieje się absolutnie nic co by mnie zaskoczyło, co by mną wstrząsnęło czy sprawiło, że moje serce zabiłoby szybciej. Nie mówiąc już o tym, że pierwszy sekret poznajemy właśnie na tych pierwszych stu pięćdziesięciu stronach. Jest to o tyle dziwne, że ma się wtedy wrażenie że książka już do samego końca będzie o niczym specjalnym. Bohaterki zmagają się ze swoimi prywatnymi problemami, dużo piją i marnują okropne ilości jedzenia (serio, ilość zamawianych lub gotowanych przez nie potraw, które po kilku kęsach i tak trafią do kosza jest zatrważająca) i wydaje się, że nic ciekawego już w tej książce nie zobaczymy. Po przeczytaniu wspomnianej połowy książki byłam już gotowa wystawić jej ocenę 2 i podzieliłam się tymi spostrzeżeniami ze swoimi przyjaciółkami, ale potem zaczęłam czytać dalej…
,,Megam zamrugała i cofnęła rękę, żałując, że nie może również cofnąć czasu do tej minuty tuż przed tym, gdy wyznała Trudy prawdę. Do tamtej cennej chwili, kiedy trzymały się za ręce i rozmawiały o wspólnej przyszłości. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Czyżby tą głupią decyzją, by wyznać prawdę, wszystko zniszczyła?
-Jeśli naprawdę chcesz zostawić to za sobą i żyć dalej uczciwie, musisz wyznać prawdę również Beth i Joanne. (…)”
Ta jedna decyzja, którą podejmuje Megan pociąga za sobą szereg komplikacji i wyznań, na które żadna z trzech przyjaciółek nie jest gotowa. Okazuje się, że nie ona jedna skrywała sekret przez tyle lat. Sprawa sprzed tych dwudziestu lat nie dawała spokoju nie tylko Megan a teraz, wszystko miało wyjść na jaw. Zagadka miała być w końcu rozwiązana.
Pamiętam, kiedy byłam mała, wraz ze swoimi rodzicami i siostrą odwiedziliśmy wujostwo. Nie pamiętam z jakiej okazji była to obiado-kolacja, ale wracając myślami do tamtego wieczora widzę jeden film, który akurat leciał na Canal+ (albo na HBO, ale to nie ważne). Był to amerykański film krótkometrażowy, jeden z kilku wyświetlanych na tym kanale akurat o tej godzinie. Do dziś pamiętam, że film ten był tragikomedią, opowiadającą o mężczyźnie, który jadąc samochodem napotykał różne osoby i z większą lub mniejszą premedytacją zabijał je i wkładał do bagażnika swojego samochodu (albo samochód był kradziony, nie wiem). W każdym razie, gdy w bagażniku miał już jakąś kobietę, policjanta i psa, podjechał na stację benzynową by zatankować. Kiedy płacił ktoś mu ten samochód ukradł. Facet jak gdyby nigdy nic zadzwonił po policję i zgłosił kradzież samochodu z datą z dnia poprzedniego. Na tym film się skończył a ja do dziś pamiętam niedorzeczność jego postępowania. ,,Zabiłem go? Wsadzę go do bagażnika!” - i tak kilka razy. Dlaczego o tym mówię? Bo ,,Fatalne kłamstwo” to też taka tragikomedia pomyłek i niedomówień, w której powielane są nie całkiem dobre wzorce, trochę niedorzecznie właśnie pokazując pewne wydarzenia.
,,Beth zamknęła oczy i przez zaciśnięte zęby głośno nabrała powietrza. Powinna się tego domyślić i być może w pewnym stopniu się domyślała. (…) Megan, widziała wyraźnie, nie byłą niczego świadoma, przenosiła tępe spojrzenie z jednej przyjaciółki na drugą, usiłując zrozumieć, o co tu w ogóle chodzi.”
,,Fatalne kłamstwo” niczym mnie nie zszokowało i niczym mnie nie zdziwiło. Nawet kiedy od połowy akcja przyśpiesza a każde kolejne wyznane kłamstwo pociąga za sobą drugie i nowe fakty wychodzą na wierzch nie wywarło to na mnie wielkiego wrażenia. Muszę jednak przyznać, że tej książce udało się mnie zaskoczyć w jednym miejscu. Przyznaję punkt dla książki, bo epilog faktycznie złapał mnie z zaskoczenia, ale było to zaledwie kilka stron.
Valerie Keogh wydała samodzielnie dziewięć pozycji. Tak, do tej pory była specjalistką od self-publishingu toteż spodziewałam się po tej książkę kompletnej klapy, bo do tej pory nie trafiłam na dobre pozycje z tej kategorii. Całe szczęście nie jest to rozczarowanie roku. Pomijając wszystkie aspekty poboczne, prywatne problemy bohaterek, których swoją drogą nie polubiłam nawet przez chwilę, i opisywane przez autorki wszelkie czynności jest to całkiem dobra fabuła z ogromnym potencjałem. Szkoda, że otoczka nie jest tak pomysłowa jak cały zamysł, ale i tak nie jest to najgorsza książka, którą miałam okazję czytać. Dlatego jeśli się nie boicie i chcielibyście zobaczyć na własne oczy jak nasze decyzje mogą kształtować życie innych, jak kłamstwo przerodzić się może w tragedię – to książka dla Was.
Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu MUZA!
Komentarze
Prześlij komentarz