,,Bardo" to książka, która boli. Rani dogłębnie, ale zmusza do śmiechu przez łzy.
Pozostawia czytelnika w głębokim szoku i niedowierzaniu. Potrzebujemy takich książek tak samo mocno, jak tlenu.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwszą – wprowadzającą, składającą się z historii ważnych dla pozostałej części fabuły, oraz drugą- podzieloną na rundy będące rozegraniem całej akcji.
Część pierwsza to w szczególności opowieści o bohaterach występujących w książce oraz zarys wydarzeń będących genezą dla zdarzeń późniejszych. Część druga to już pełnowymiarowa tragikomedia, rozgrywająca fabułę już do końca. Kiedy bohaterowie spotykają się w autokarze jadącym do Sanktuarium Matki Boskiej Bardzkiej rozpoczyna się przedziwna podróż, mająca swój koniec aż w kosmosie.
Agnieszka Szpila w swojej humorystycznej książce sięga po wszelkie przywary i stereotypy opisujące Polaków jakie tylko istnieją. Znajdziemy tu cechy typowego ,,januszostwa i grażynowania”, cwaniactwo i zaściankowość, ale też homofobię i rasizm. Wszystkie te cechy są wytłuszczone i na maksa podkreślone i moim zdaniem – był to zabieg jak najbardziej celowy, ale o tym potem.
Zaraz po przeczytaniu, jak już pozbierałam się na tyle, że byłam w stanie racjonalnie pomyśleć o tej książce, zajrzałam na lubimyczytać po opinie i zbytnio się nie zaskoczyłam. ,,Bardo” to książka o mocnym charakterze wytykającym ludzkie przywary i nie wszystkim ludziom się to podoba. Tak jak obecnie, kiedy społeczeństwo w naszym kraju dzieli sią na prawicowe i lewicowe i jedni drugich za coś potępiają.
Ci którzy podejdą na chłodno do tego co jest w tej książce opisane znajdą miejsce na śmiech, na zironizowanie i szyderę, ale na koniec i tak wszyscy usiądziemy i powiemy do siebie ,,co tu się właśnie odwaliło?”
Kiedy sięgam po książki polskich autorów szykuję w sobie duże zaplecze cierpliwości. Nie nastawiam się ani negatywnie ani pozytywnie, staram się podejść do danej pozycji neutralnie, a wynika to stąd, że wolę się pozytywnie zaskoczyć niż rozczarować. Biorąc udział w akcji transfer czytelniczy wydawnictwa W.A.B i zamawiając książki polskich autorów nie spodziewałam się, że trafię na książkę, która totalnie mnie zachwyci i zmiażdży jednocześnie. I wbrew pozorom nie jest to książka ,,To nie twoja wina”, o której opowiadałam z nieukrywaną ciekawością, bo do niej jeszcze nie dotarłam w swoich czytelniczych planach :( (Leży na półce, czeka na mnie cierpliwie!)
Mówię o książce pod tytułem ,,Bardo” autorstwa Agnieszki Szpili.
Ta niepozorna książka, z niepozorną okładką i całkiem zwyczajnym opisem zawiera w sobie historię, która zostawia czytelnika w tak wielkim… szoku, że ciężko się pozbierać po jej przeczytaniu.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwszą – wprowadzającą, składającą się z historii ważnych dla pozostałej części fabuły, oraz drugą- podzieloną na rundy będące rozegraniem całej akcji.
Część pierwsza to w szczególności opowieści o bohaterach występujących w książce oraz zarys wydarzeń będących genezą dla zdarzeń późniejszych. Część druga to już pełnowymiarowa tragikomedia, rozgrywająca fabułę już do końca. Kiedy bohaterowie spotykają się w autokarze jadącym do Sanktuarium Matki Boskiej Bardzkiej rozpoczyna się przedziwna podróż, mająca swój koniec aż w kosmosie.
,,-Odjazd! – krzyknął w stronę palaczy kłębiących się na zewnątrz autokaru kierowca, a kiedy wszyscy ,,nikotyniści” weszli na pokład, za pomocą jednego przycisku zamknął przednie i tylne drzwi i ruszył, przekręcając kluczyk z brelokiem Freddiego w stacyjce. Warkot silnika niczym u psa Pawłowa wyzwolił w pasażerach uczucie nieprawdopodobnego wręcz głodu, stąd też w autokarze natychmiast rozległ się szelest papieru śniadaniowego i świst odkręcanych nakrętek od termosów z herbatą. Kiełbasiany zapach zmieszał się szybko z siarkowodorem jajek na twardo i ogórkami kiszonymi zawiniętymi w sreberko.”
Agnieszka Szpila w swojej humorystycznej książce sięga po wszelkie przywary i stereotypy opisujące Polaków jakie tylko istnieją. Znajdziemy tu cechy typowego ,,januszostwa i grażynowania”, cwaniactwo i zaściankowość, ale też homofobię i rasizm. Wszystkie te cechy są wytłuszczone i na maksa podkreślone i moim zdaniem – był to zabieg jak najbardziej celowy, ale o tym potem.
,,(…) Wśród nich są: Jeremi, fan Jacka Kaczmarskiego i posiadacz zbioru relikwii po księdzu Popiełuszce (niedopałków papierosów John Player Blue), porzucona przez narzeczonego, żądna zemsty buddystka Teresa, opętany przez Dybuka Henryk, Piłat i jego Rydzykowne Babki wiozący transparenty na sprzedaż, siostra Małgorzata, której sam Jezus złożył na Barkach misję głoszenia odnowy Kościoła i małżeństwo Tarasów z ciężarną z Arabem córką Renatą. Potem jest już tylko gorzej. Stężenie polskich, narodowych, bogoojczyźnianych kompleksów, obsesji i fobii jest takie, że nie ma siły: to musi wybuchnąć.”
Zaraz po przeczytaniu, jak już pozbierałam się na tyle, że byłam w stanie racjonalnie pomyśleć o tej książce, zajrzałam na lubimyczytać po opinie i zbytnio się nie zaskoczyłam. ,,Bardo” to książka o mocnym charakterze wytykającym ludzkie przywary i nie wszystkim ludziom się to podoba. Tak jak obecnie, kiedy społeczeństwo w naszym kraju dzieli sią na prawicowe i lewicowe i jedni drugich za coś potępiają.
Agnieszka Szpila nie mówi wprost, że przedstawione w tej książce cechy takie jak rasizm czy przemoc są złe, ale przez to, że te cechy są aż tak wytłuszczone i związane z ,,normalnymi" ludźmi, czytelnik po prostu wie że coś tu nie gra i nachodzą go potem myśli, że jeśli pozwolimy by takie nastroje ,,wzięły górę” to eskalacja wewnętrznych konfliktów w naszym społeczeństwie może doprowadzić do katastrofalnych skutków. ,,Bardo”, jak głosi napis na okładce, to książka lustro, w którym przejrzy się cała Polska i tak jak skomentowała to Anna Dziewit-Meller – ,,,(...) twarz odbita w tym lustrze nie jest sympatyczna, ale wielu bohaterów książki uważałoby pewnie, że jest inaczej".
Podczas czytania tej książki targało mną wiele emocji. Niestety, przeważał smutek. Autorka ma ogromny talent do rozbudowywania zdań, robi to po mistrzowsku, przy okazji racząc czytelnika dawką czarnego humoru tak dużą, że razem z Malcolmem XD mogliby zabijać śmiechem. Szkoda tylko, że wydarzenia opisane w książce bardziej dołują i przerażają tak, że nawet najlepszy humor nie zmienia wydźwięku książki. Czytając śmiałam się, ale był to śmiech przez łzy. Wiedziałam bowiem, że to co dzieje się w książce, dzieje się w rzeczywistości w wielu polskich domach. Za drzwiami, gdy nikt nie widzi i nie słyszy rozwija się przemoc, kwitnie trujący bluszcz nienawiści, rasizmu i homofobii. Rozwija się krzywdzący fanatyzm, który z przykrością obserwuję w mediach. W obecnych czasach, w czasach pandemii i podziałów ta książka nie mogłaby być bardziej aktualna.
Ta książka to cios poniżej pasa dla wszystkich. I tych prawicowych i lewicowych. Otwiera oczy na zjawiska, które są obecne w polskiej rzeczywistości i to właśnie dzięki temu przejaskrawieniu pewnych wydarzeń i ludzkich cech. Ta książka dołuje bardziej niż bym się po niej spodziewała.
,,Piłat szybko zrozumiał, że musi jak najszybciej pobiec do autokaru i wezwać pomoc, bo spawy wymknęły się spod kontroli. Tylko co im powie? Może, że zauważył Renatę uciekającą przed jakimś Arabem? Ciapatym? Albo czarnuchem? Ale skąd by się tu mieli wziąć w szczerym polu, z dala od zabudowań czy stacji benzynowych? Może zatem niech będzie, że uciekała przed jakimś Rumunem? Ci jak Żydzi są wszędzie!
Biegł i układał to wszystko w głowie, a najdziwniejsze, że powtórzywszy tę wersję w myślach kilkakrotnie, zaczynał w nią wierzyć. Kiedy dopadł drzwi autokaru, wykrzyknął:
-Ludzie! Na skraju lasu… nasza z pielgrzymki dziewczyna! Widziałem… Biegła… Za nią jakiś Rumun… Pełno krwi… Straszna peckanina!
(…)
Kiedy dobiegli do miejsca zbrodni, ich oczom ukazał się straszny widok – córka Tarasów, którą jeszcze przed godziną widziano smutną, lecz żywą, leżała w bez ruchu pod drzewem z opuszczonymi do połowy ud majtkami i lycrowymi legginsami z motywem tęczy, poplamionymi krwią, która wypływała spomiędzy ud.
(…)
Renata ani drgnęła. Była zimna i sztywna. Bez życia. Małgorzata zamknęła Renacie powieki. Widząc to, stara Tarasowa krzyknęła: ,,Nieeeee!”, i zaczęła tulić córkę w taki sposób, jak matka tuli niemowlę. Taras wydał z siebie potworny dziki krzyk, którego zlękli się wszyscy obecni, a najbardziej Piłat.
I kiedy wydawało się, że już nic gorszego nie może się wydarzyć, rzekł biskup do swojego ludu:
-Zmarła musi urodzić. Trzeba ratować dziecko! A potem – rzecz jasna – natychmiast ochrzcić.
Na pytanie, czym ochrzcić, bo przecież nie ,,po co?” ochrzcić, biskup odpowiedział:
-A choćby i wodą z chłodnicy! Kropidło mam, to poświęcę!”
Podczas czytania tej książki targało mną wiele emocji. Niestety, przeważał smutek. Autorka ma ogromny talent do rozbudowywania zdań, robi to po mistrzowsku, przy okazji racząc czytelnika dawką czarnego humoru tak dużą, że razem z Malcolmem XD mogliby zabijać śmiechem. Szkoda tylko, że wydarzenia opisane w książce bardziej dołują i przerażają tak, że nawet najlepszy humor nie zmienia wydźwięku książki. Czytając śmiałam się, ale był to śmiech przez łzy. Wiedziałam bowiem, że to co dzieje się w książce, dzieje się w rzeczywistości w wielu polskich domach. Za drzwiami, gdy nikt nie widzi i nie słyszy rozwija się przemoc, kwitnie trujący bluszcz nienawiści, rasizmu i homofobii. Rozwija się krzywdzący fanatyzm, który z przykrością obserwuję w mediach. W obecnych czasach, w czasach pandemii i podziałów ta książka nie mogłaby być bardziej aktualna.
Ta książka to cios poniżej pasa dla wszystkich. I tych prawicowych i lewicowych. Otwiera oczy na zjawiska, które są obecne w polskiej rzeczywistości i to właśnie dzięki temu przejaskrawieniu pewnych wydarzeń i ludzkich cech. Ta książka dołuje bardziej niż bym się po niej spodziewała.
Ci którzy podejdą na chłodno do tego co jest w tej książce opisane znajdą miejsce na śmiech, na zironizowanie i szyderę, ale na koniec i tak wszyscy usiądziemy i powiemy do siebie ,,co tu się właśnie odwaliło?”
Trzymajcie się ciepło!
Komentarze
Prześlij komentarz