Muszę przyznać, że ,,Pacjentka” skusiła mnie swoim opisem. Sam motyw artysty zamkniętego w zakładzie psychiatrycznym jest mi znany (,,Łabędź i Złodzieje” Elizabeth Kostova). To właśnie przez ten wątek sięgnęłam po ,,Pacjentkę”. Spodziewałam się skomplikowanego dochodzenia prawdy, zagadki tak skomplikowanej, że rozwiązanie jej samemu byłoby praktycznie niemożliwe. I po przeczytaniu jej, jestem absolutnie pewna, że autor spełnił te oczekiwania, ale niestety inaczej niż każdy by się tego spodziewał.
Tytułową pacjentką jest Alicia Berenson. Trzydziestotrzyletnia malarka pochodząca z Wielkiej Brytanii. Jej historią zainteresowała się cała Anglia, bowiem któregoś wieczora zabiła swojego męża i od tamtej pory słowem się nie odezwała. Wszyscy chcieliby wiedzieć co stało się tamtego wieczora, dlaczego Alicia zabiła męża, znanego fotografa i dlaczego nic od tamtego czasu nie mówi. Ta zagadka jest swoistą szansą dla Theo Faber'a- psychoterapeuty sądowego. Podejmuje on pracę w The Grove, szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze, do którego trafiła Alicia. Theo ma zamiar dowiedzieć się jakie jest źródło tego milczenia i nakłonić ją do mówienia.
,,Drzwi wejściowe były otwarte. W domu panowała ciemność; nie działał żaden włącznik światła. Policjanci pokonali przedpokój i weszli do salonu. Poświecili po nim latarkami, tnąc mrok snopami światła. Alicia stała przy kominku. Jej biała koszula nocna upiornie lśniła. Alicia wydawała się obojętna na obecność funkcjonariuszy. Znieruchomiała, skamieniała niczym lodowy posąg, a na jej twarzy malowało się dziwne przerażenie, jakby zmagała się z panicznym strachem.”
Z początkiem książki byłam zawiedziona. Alici w książce było mało, pojawiała się epizodycznie, co kilkanaście stron. A i te wzmianki nie wprowadzały niczego sensownego do całości. Pojawiają się kartki z jej pamiętnika, trochę wtrąceń dotyczących jej pobytu w The Grove. Jednak dominującą częścią jest życie samego Theo. Tego mamy aż nadto. Wydawać by się mogło, że nie jest to książka o Alici Berenson a właśnie o samym Theo, gdzie pacjentka gra tu tylko rolę epizodyczną.
,,Pamiętam, jak sobie pomyślałem, że to jest to. To była miłość. Rozpoznałem ją od razu i było dla mnie jasne, że nigdy czegoś takiego nie zaznałem. Moje poprzednie związki były krótkie, niesatysfakcjonujące dla obu stron. Jako student zebrałem się na odwagę, wspomagając się wielką ilością alkoholu, i straciłem dziewictwo z Kanadyjką studiującą socjologię, niejaką Meredtih, dziewczyną z aparatem ortodontycznym, który poranił mi wargi w czasie, gdy się całowaliśmy. Potem był szereg nijakich związków. Nie udawało mi się znaleźć wyjątkowej więzi, za którą tęskniłem. Wierzyłem, że jestem zbyt zniszczony, niezdolny do bliskości. Teraz jednak, za każdym razem gdy słyszałem zaraźliwy śmiech Kathy, przepływa przeze mnie fala ekscytacji.”
Do połowy książki miałam już wyrobioną opinię i zaplanowany pierwszy zamysł na recenzję. Chciałam jednak przeczytać tę powieść do końca, licząc, że jeszcze los się odmieni a historia nabierze tempa. Nie pomyliłam się i nie zawiodłam. Akcja książki przyśpiesza, z pozoru nieważne wątki, powtarzane sekwencje, które mogą nudzić, nabierają znaczenia a całość jak puzzle- układa się powoli (i tak szybciej niż sam początek!). Postać Alici powoli zaczyna nabierać wielu wymiarów, historia życiowa Theo zaczyna nabierać barw. Postacie drugoplanowe pokazują swoje prawdziwe oblicza, aż w końcu sytuacja obraca się o 180 stopni. Rozwiązanie zagadki, które tylko teoretycznie, autor podaje nam na talerzu okazuje się zupełnie inne. Trzeba oddać, że musiałam zmienić zdanie i swoją opinię. Nagle okazało się, że cały ten początek, te niby nie ważne wątki, które uważałam za przesadne, lub potraktowane po macoszemu, nabrały głębszego znaczenia i ułożyły się w całość. ,,Pacjentkę” można opisać w dwóch słowach- ,,szokująca” i ,,intrygująca”. Zakończenie miażdży i udowadnia, że autor miał dobry pomysł na książkę. I tu moja opinia mogłaby się skończyć. Jednak muszę poruszyć też pewną kwestię, która pozostawia wiele do życzenia. Mianowicie wykonanie całości. Język jakim napisana jest ,,Pacjentka” zakrawa o tanie pisemko.
,,Zastałem ją w salonie, skuloną na kanapie. Trzymała na kolanach gigantyczną torbę prażynek krewetkowych, wyciągała je czerwonymi lepkimi palcami i pakowała do ust. Wiecznie je takie gówno, nic dziwnego, że przytyła.”
Faktycznie jest łatwy i prosty przez co powieść czyta się bardzo szybko. Ale po bestsellerowym thrillerze psychologicznym spodziewałabym się czegoś więcej. Na przykład tego by przy czytaniu musieć się skupić. Język sprawia, że książka traci bardzo dużo. Niestety sama historia nie wystarczy by czytelnik był nią pochłonięty (przynajmniej dla mnie). Dobrze by było, by sama zawiła historia była napisana językiem poważnym, wymagającym skupienia i zastanowienia się nad tym co się czyta. Tu tego nie ma i po prostu człowiek leci przez tę książkę jak przez kolejne czytadło. A szkoda, bo historia jest nieźle skonstruowana i pomyślana.
Trzymajcie się!
Komentarze
Prześlij komentarz