Przejdź do głównej zawartości

,,Współlokatorzy" - Tiffy i Leon w jednym spali łóżku.


To książka ciepła i pełna optymizmu. Historia dwóch, praktycznie różnych osób, które łączy… to samo łóżko. Oboje w nim śpią, choć każdy oddzielnie. Nigdy się nie widują a ciągle się kontaktują. Oboje zasługują na uśmiech losu, ale czy w końcu spotkają siebie i szczęśliwe zakończenie?


,,Współlokatorzy” autorstwa Beth O’Leary to książka – przerywnik. Idealna na jeden czy dwa jesienne wieczory. Nie zmusza do myślenia, nie ma w niej zagadki, nie ma w niej żadnej tajemnicy. A jednak czyta się ją ze swego rodzaju przyjemnością. Szybko i z uśmiechem na ustach. Autora nakreśla bohaterów bardzo starannie, dbając o to by czytelnik z łatwością mógł ich polubić. I faktycznie, śledząc losy Tiffy i Leona zapałałam do nich sympatią. Oboje są wykreowani na przyjaznych i ,,lekkich” w odbiorze co sprawia, że ich wspólną historię pochłania się praktycznie na raz.


,,-Czyli nie… poznam Leona? – pytam i krzywię się, przypominając sobie najważniejszą zasadę dzielenia z kimś mieszkania, którą wyznaje Mo.
-Cóż, myślę, że w końcu go poznasz – odpowiada Kay. – Ale to ze mną będziesz rozmawiała. Zajmuję się wynajmem mieszkania w jego imieniu. Nigdy nie będziecie tutaj przebywać w tym samym czasie. Będziesz miała mieszkanie do dyspozycji od osiemnastej do ósmej rano i przez całe weekendy. Na razie podpiszemy umowę na pół roku. Czy to ci odpowiada?
-Tak, właśnie czegoś takiego potrzebuję. – Przez chwilę milczę. – Więc… Leon nigdy nie będzie wpadał bez zapowiedzi? Poza ustalonymi godzinami?”

Tiffy pracuje w małym wydawnictwie, właśnie zerwała z chłopakiem i nie ma się gdzie podziać. Pilnie potrzebuje taniego lokum by nie być bezdomną. Jej przyjaciele pochwalają zmiany w jej życiu, jednak nie we wszystkim mogą jej pomóc. Wspierają ją i służą jej oparciem, ale Tiffy musi znaleźć sobie nowe mieszkanie, by móc całkowicie uwolnić się od toksycznego ex.

,,-Masz idealne proporcje do tej pracy – przekonuje mnie Katherin. – Jesteś moją ulubioną modelką, Tiffy. Naprawdę. Zrobimy prawdziwą furorę. 
Unoszę jedną brew i spoglądam na morze. Nie widzę tłumu innych modelek, w których Katherine mogłaby przebierać. Ponadto przez lata zaczęło mnie męczyć, gdy ludzie chwalą moje ,,proporcje”. Tak naprawdę stanowię odwrotność mieszkania Gerty i Mo – jestem o dwadzieścia procent większa od typowej kobiety, we wszystkich kierunkach. Moja matka lubi mawiać, że mam ,,grube kości”, ponieważ mój ojciec w młodości był drwalem.”

Leon jest pielęgniarzem, który przeżywa kryzys rodzinny – pilnie potrzebuje pieniędzy, dlatego bierze wszystkie nocne zmiany w szpitalu jakie tylko może. Najwięcej przyjaciół ma wśród pacjentów, którymi się opiekuje. To oni dodają mu otuchy w trudnych chwilach, bo to z nimi spędza najwięcej czasu.
Tiffy i Leon to dwie, zupełnie różniące się od siebie osoby. Mają inne priorytety życiowe, inne poglądy, inne doświadczenia, ale oboje są w życiowym potrzasku i mogą pomóc sobie nawzajem. Pomysł wspólnego zamieszkania nie podoba się znajomym obojga. I faktycznie, nawet w rzeczywistości ten pomysł wydaje się dość szalony.
Tak powstaje umowa- Tiffy, za dnia spędzająca czas w biurze będzie udostępniać sypialnię Leonowi by ten odsypiał nocki. W nocy zaś, gdy Leon będzie w szpitalu, Tiffy będzie mieć sypialnię dla siebie. Nierealna prawda? A jednak jest coś nieszablonowego w tym pomyśle, co sprawia że całość układa się w nawet przyzwoitą, romantyczną historię dwojga ludzi.

,,Kiedy się odwracam, zauważam pielęgniarza o jasnobrązowej skórze i ciemnych włosach, którego granatowy szpitalny strój nawet z daleka wygląda na podniszczony – zauważyłam, jak znoszony jest ubiór Leona suszący się w mieszkaniu. Przez ułamek sekundy patyrzymy sobie w oczy, ale potem on odwraca głowę, zerka na pager przy pasku i odbiega w przeciwną stronę. Jest wysoki. Czy to mógł być on?”

Tiffy i Leon kontaktują się przy pomocy samoprzylepnych karteczek. Zaczyna się od jednej, a potem karteczki są już dosłownie wszędzie. Bohaterowie dzięki nim wymieniają się informacjami o sobie, o swoim życiu zawodowym i prywatnym. Czasem Tiffy zostawia Leonowi ugotowany posiłek, a czasem to Leon robi coś miłego dla Tiffy. Z upływem czasu różnice między nimi zacierają się, ale czy będzie im dane szczęśliwe zakończenie?

Czytając tę książkę mamy też okazję to przyjrzenia się życiu obojga. Razem z nimi możemy przeżywać ich porażki i zawodowe sukcesy. Mamy możliwość wejścia w życie i Leona i Tiffy co sprawia, że książka nie jest nudna. Przemiana podejścia do życia obojga bohaterów hest bardzo ładnie widoczna i sprawia czytelnikowi niemałą satysfakcję. Trzeba przyznać, że autorka miała całkiem niezły pomysł. Styl też nie jest zły, co sprawia, że książka jest baaardzo łatwa w odbiorze.

Czy warto ją przeczytać? To zależy. Nie wprowadza niczego nowego do życia czytelnika, nie dzieli się wyjątkowymi wartościami czy naukami. Za to doskonale nadaje się na czytelnicze guilty pleasure ;) Rozgrzewa serce i sprawia, że sam czytelnik zaczyna widzieć świat w bardziej pastelowych barwach.



Podoba Ci się recenzja? Podziel się linkiem ze znajomymi! Zapraszam również na Instagram, gdzie publikuję dodatkowe treści!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza...

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony ...

Fani TBBT - oto wszystkie sekrety!

Recenzja powstała dzięki współpracy recenzenckiej z wydawnictwem SQN . Ze egzemplarz książki serdecznie dziękuję! Serial, który gromadził przed telewizorami miliony oglądających, 12 sezonów, 280 odcinków (281 jeśli liczyć niewyemitowaną pierwotną wersję pilota), fenomen na skalę światową ujęty w 120 godzin wywiadów i rozmów. Książka, którą oddało nam wydawnictwo SQN jest dla fana "The Big Bang Theory" wyjątkową przepustką za kulisy tego serialu. Nie lada gratka, mieć w rękach 600 stron zawierających rozmowy, zdjęcia, wspomnienia twórców: pomysłodawców, producentów, showrunnerów, reżyserów, aktorów, ich rodzin i innych. Jessica Radloff – dziennikarka, redaktorka a także aktorka zabiera czytelnika do świata tak dobrze znanego a jednak pełnego tajemnic. Nie ma chyba na świecie takiej osoby, która nie słyszałaby o TBBT, co więcej, zakładam że w dobie reelsów i shorstów nie ma takiej osoby, która nie widziałaby chociaż fragmentu któregoś z 280 odcinków. Oczywiście mogę się mylić...