Przejdź do głównej zawartości

,,O człowieku, który stracił cień" J. C. Oates

Joyce Carol Oates zachwyciła mnie po raz kolejny książką tak głęboką, że nie mogłam się od niej oderwać. Powieść ,,O człowieku, który stracił cień” wzruszyła mnie i zdenerwowała jednocześnie, wywołując współczucie pośród zaskoczenia. Bo ta książka zaskakuje. Swoją prostotą i drogami, jakie odkrywa w naszych rozmyślaniach.

,,Czy można kochać kogoś, kto nie jest w stanie odwzajemnić uczucia, bo nie pamięta, że cię kiedykolwiek poznał?”



Brzmi jak wstęp do pełnego romantyzmu, gorącego romansu osadzonego w ramach urokliwej, kobiecej literatury. O nie, nic bardziej mylnego.

,, W 1965 roku młoda neuropsycholożka Margot Sharpe, początkująca badaczka, poznaje przystojnego, wykształconego, obdarzonego charyzmą Elihu Hoopesa, człowieka cierpiącego na ciężką amnezję. To spotkanie na zawsze naznaczy nie tylko jej karierę naukową, ale i ścieżkę życia.
O człowieku, który stracił cień to nadzwyczaj oryginalna opowieść o zakazanej miłości i tajemnicach psyche, napisana w precyzyjnym i zarazem emocjonalnym stylu charakterystycznym dla autorki. Dzieło wybitne i strukturalnie złożone, które zgłębia najciemniejsze zakamarki umysłu i ukazuje świetlistą prawdę o ludzkim sercu.”

Głównymi bohaterami powieści są Margot Sharpe i Elihu Hoopes. Ona jest pełną zapału i bardzo uzdolnioną studentką neuropsychologii. Dostaje szansę na staż u boku najsłynniejszego neuropsychologa w uniwersyteckim laboratorium neuropsychologicznym – Miltona Ferrisa. Margot dołącza do zespołu profesora Ferrisa w wieku 23 lat, jeszcze jako studentka. Pierwsze spotkanie z E.H wpływa na nią bardziej niż mogłaby przypuszczać. Odtąd całe swoje życie podporządkowuje projektowi E.H. Wymyśla coraz więcej testów i badań. Z początku tylko pomaga, potem sama tworzy prace naukowe na temat całego przedsięwzięcia, odnosi sukcesy i staje się jedną z najbardziej wpływowych i błyskotliwych osób w zdominowanej przez mężczyzn branży neuropsychologii. Mimo to, Margot skrywa pewien sekret, którego odkrycie mogłoby zniweczyć całą jej karierę.
On na pierwszy rzut oka jest w pełni zdrowia i w pełni życia. W zbiegu okoliczności, w wyniku swojej własnej upartości Elihu traci zdolność do pamięci krótkotrwałej, przez co żadna informacja nie zostaje w jego głowie na dłużej niż 70 sekund. Pamięta wszystko sprzed swojego wypadku. Rozpoznaje rodzinę, ale tylko na zdjęciach, na których nie widać upływu czasu. Recytuje z pamięci wiersze, rysuje ukochane i wryte w podświadomość widoki z rodzinnych stron. Pamięta mroczne sekrety i tajemnice swojej rodziny. To wszystko tylko składa się na urywki jego osobowości, którą utracił bezpowrotnie. Elihu staje się obiektem eksperymentów, testów naukowych mających na celu ukazanie ogromu zmian, które zaszły w jego mózgu. 

,,Wynajmuje jednopokojowe mieszkanko w ponurym domu akademickim dla magistrantów, z widokiem na kamienisty parów na skraju rozległego kampusu. (Uniwersytecki Instytut Neurologii w Darven Park znajduje się kilka kilometrów dalej, na zamożnych przedmieściach Filadelfii). Unika sąsiadów, którzy sprawiają wrażenie mniej poważnych niż ona, bo puszczają głośno muzykę, rozmawiają i śmieją się głośno; zwłaszcza unika małżeństw – robi jej się słabo na myśl małżeńskiej intymności, o trwałości domowego życia i o tym, jakże bardzo takie życie pożera czas. Ona nie ma czasu dla znajomych – przestała pisać do ludzi poznanych na studiach; skarleli dla niej w myślach, są jak pigmeje.”

Książka prowadzona jest w dość mrocznej i zimnej tonacji, wprowadzającej czytelnika w stan dziwnego zawieszenia. Ma się wrażenie, że autorka traktuje czytelnika jak samego E.H, tak jakby czytelnik też miał pewne problemy z pamięcią. Poza tym historia prowadzi czytelnika za rękę pośród zaburzeń psychicznych nie tylko Elihu Hoopesa, ale też samej Margot rzucając na bohaterów zupełnie inne światło. Ich nietypowy romans budzi moralne wątpliwości, czytelnik może sam ocenić zachowanie obojga. Postać samego E.H jest ukazana w łagodnym, wręcz pobłażliwym świetle - dla mnie jest to postać pod pewnymi względami neutralna, niewzbudzająca większych emocji przy odbiorze samego jego zachowania i jestestwa, ale postać Margot Sharpe to zupełnie inna sprawa. Czytając ,,O człowieku który stracił cień” moje ciśnienie skakało praktycznie co chwila. Postępowanie Margot było dla mnie niezrozumiałe i sprawiało że z każdym kolejnym rozdziałem przestawałam lubić tę bohaterkę. Jej postać szokuje. Robi rzeczy, o które spokojnie można by oskarżyć osoby psychicznie chore, ale zachowuje przy tym pozory normalności. Tłumaczy to miłością, dobrymi zamiarami, ale czy można wszystko co złe tłumaczyć dobrą wolą? Jej wewnętrzny konflikt eskaluje i wciąga ją w otchłań swojego własnego szaleństwa sprawiając, że staje się swoim własnym cieniem. Nie pomaga również kompleks na relacjach córka – ojciec. Nie znamy wielu szczegółów z jej dzieciństwa i młodości, ale nie trzeba być ekspertem by zauważyć ogromne zaburzenia, które przekładają się na relacje uczennica – nauczyciel. Toksyczne relacje jakie tworzy wokół siebie prowadzą do wielu niedopowiedzeń i kolejnych sekretów, na ujawnienie których Margot za wszelką cenę nie może sobie pozwolić. Do tego wszystkiego dostajemy też tragiczną postać ,,Eliego”. Męczennika swojego własnego umysłu. Wieczna amnezja oraz traumatyczne wydarzenia sprzed amnezji składają się na głównego bohatera. Jego przeszłość owiana jest tajemnicą, a brak przyszłości wywołuje naprawdę wiele przemyśleń i skłania do refleksji.

,,Kim jesteśmy jeśli nie wiemy kim byliśmy?” Jak to jest żyć i zapominać wszystko po 70 sekundach? Nie rozpoznawać starzejącej się rodziny, nie poznawać siebie w lustrze, myśleć że ciągle mamy 35 lat mimo że mamy ciało starca? Jak to jest pamiętać rzeczy, o których nie mamy żadnej świadomości?

,,Tyle tych twarzy! Z wszystkich zagadek ta jest największa – dlaczego istota ludzka musi posiadać twarz. I dlaczego ludzka tożsamość jest tak mocno związana z twarzą. Ta niesprawiedliwość go nurtuje. Dlaczego istoty ludzkie nie są do siebie podobne w bardziej zuniformizowany sposób, jak wiele zwierząt; jaka jest ewolucyjna korzyść z indywidualnych cech tożsamości? Gdyby istoty ludzkie były do siebie podobne w bardziej zawężony sposób, to byłoby mniej różnic osobowościowych i charakterologicznych. Osłabłyby może to swoiste rozpaczliwe pragnienie i udręka.”

Uważam, że dobra książka to taka, która wywołuje w czytelniku wiele, niekoniecznie dobrych, emocji. Joyce Carol Oates udało się stworzyć dobrą książkę, która w czytelniku wywoła niesamowitą, wręcz nienawiść do Margot Sharpe i ogromne współczucie dla Elihu Hoopesa. Opisane w powieści wydarzenia postawią przed czytelnikiem wiele pytań o moralność. Czy można kochać kogoś, kto nie pamięta że istniejesz? Czy można uważać za dobre zmuszanie do miłości kogoś kto nie pamięta, że kochał? Czy można testować czyjś mózg, kiedy ten ktoś nawet nie wie, że jest testowany? I wreszcie czy kłamstwo, nawet to najpiękniejsze, może być dobre?


Ta książka może Wam się spodobać albo nie. Nie ma w niej miejsca na półuczucia, na lubienie bądź nie, ale tylko połowicznie. Autorka miała dobry pomysł i obróciła go w powieść jednocześnie dobrą i złą. By odkryć oba jej oblicza trzeba po prostu ją przeczytać.

‘’,,A co, jeśli nie ma w ogóle czegoś takiego jak <<moja własna osoba>>? Co miałabym zrobić w takiej sytuacji?”, myśli Margot.

Zdarza się, że kiedy inni mówią do niej, nawet jeśli rozmowa dotyczy zagadnień neuropsychologicznych, jej zagadnień, a nawet wówczas, gdy rozmówcy jednocześnie wspominają Margot Sharpe, ma kłopoty ze skupieniem się na ich słowach, a same słowa zdają jej się napastliwe. Ma coraz większe kłopoty ze śledzeniem związków logicznych, w jakie układają się słowa innych ludzi.
Źródłem tych kłopotów jest coraz bardziej dojmująca świadomość obecności mózgu w głowach tych wszystkich ludzi, w ich ciałach. Jakby całą jej uwagę pochłaniały tylko czynności ich mózgu, jakby nie była w stanie zdobyć się na nic więcej, niż tylko wyobrażone oglądanie skanów tych mózgów.”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony

[RECENZJA PATRONACKA] "Wszystko już było" Marta Lenkowska

No i stało się! Debiut literacki Marty Lenkowiskiej już śmiga na rynku wydawniczym zbierając same pozytywne opinie. To dla mnie książka wyjątkowa pod wieloma względami, między innymi dlatego, że to także mój… DEBIUT PATRONACKI! Tak, dobrze czytacie, moje logo po raz pierwszy pojawiło się oficjalnie na okładce książki, którą możecie już zamawiać w księgarniach! A jeśli chcecie dowiedzieć się co mnie w tej książce dodatkowo ujęło to zapraszam na szczerą recenzję patronacką :) Przypomnij sobie kiedy ostatnio przygniotło Cię poczucie bezradności i okrutnej pustki. Przypomnij sobie i chodź ze mną w podróż do pachnącej i słonecznej Portugali. Zobaczymy blaski i cienie sławy, odtworzymy rodzinne więzi, naprawimy błędy przeszłości i na nowo pokochamy… siebie, innych, miejsca i smaki. Zobaczymy przemiany na lepsze i gorsze, będziemy świadkami dowodów ludzkiej dobroci. Powtarzaj za mną „Wszystko już było” , ale może być raz jeszcze. „Częściowa utrata pamięci to przekleństwo czy błogosławieństwo?