Nie myślałam, że można krzyczeć tak mocno, żeby serce roztrzaskało się w drobny mak niczym najdelikatniejsze szkło. Nie sądziłam, że dusza może rozpaść się bezradna z samotności, w obliczu rozpaczy tak wielkiej i głębokiej jak wielka i głęboka jest morska toń. Nie wiedziałam, że jedna książka może przynieść jednocześnie ból i nadzieję.
Wzięłam „Pod pokładem” na wakacje zeszłego roku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wielki ładunek emocjonalny przyjdzie mi nieść po lekturze. Historie takie jakie przydarzyły się Olivii mogą dziać się codziennie tylko niekoniecznie potrafimy usłyszeć ten krzyk, który wydobywa się z gardeł. Czasem niemy, czasem aż nadto głośny a jednak jesteśmy wobec niego głusi…
Wydawnictwo Mova wydało książkę, która fragmentami wżyna się w ciało czytelnika niczym nóż by zaraz potem być balsamem na wszelkie rany. Opis może zwodzić, ale to tak naprawdę zapis życia młodej, silnej kobiety, którą spotkało w życiu wiele złego. Mamy spójną całość, jest przed, ale tak naprawdę nie ma po. Po zawsze jest już tylko wyryte w przeszłości – ciało zawsze pamięta. Pamięta dusza, pamięta każda cząstka. Nawet gdy wydaje się, że mamy to za sobą to nawet najbardziej niespodziewana rzecz może sprawić, że to wszystko do nas wróci.
Tak jak do Olivi wracała morska sól, wracał dotyk, wracała rozpacz, tak czytelnik powraca myślami do tej książki jeszcze długo po jej skończeniu. Ta książka przypomina, że nie wolno zapomnieć nawet jeśli człowiek robi wszystko co w jego mocy.
Wielowątkowość tej historii sprawia, że to nie jest tylko książka o rozdzierającym bólu i ogromnej stracie, ale też historia o sile jaka drzemie w każdym z nas. I o tym jak znaleźć ten promyczek światła nawet w najciemniejszych zakamarkach duszy. Przeplatający się przez karty powieści wątek przyjaźni, a wręcz niemal „przyszywanej” rodziny i końcowy motyw przełamywania swoich strachów ramię w ramię z osobami podobnymi do siebie sprawia, że czytelnik dostaje tę nadzieję niemalże na tacy.
To książka niezwykle poetycka, miejscami niemalże wręcz mistyczna. Panuje w niej misternie ułożony porządek, choć miejscami ciężko odnaleźć go w poruszanych wątkach. „Pod pokładem” ma w sobie tę magię dzięki której możemy uwierzyć w siebie i w życie po traumie. Jednocześnie też każdy wyciągnie z niej coś innego, coś wyjątkowego tylko dla siebie. Znajdziemy w niej także wątki feministyczne, udowadniające, że nie tylko ta jedno bohaterka warta jest osobnej historii. „Pod pokładem” pokazuje, że inspiracje można znaleźć wszędzie, w siostrzeństwie, w sztuce, w naturze a nawet w tragedii. Powieść Sophie Hardcastle jest dobrze wyważonym dziełem o jednostajnym, ale niezwykle wciągającym tempie. Morskie motywy, wręcz powiązania na linii człowiek-natura przychodzą tu autorce niebywale lekko i trafnie, jak gdyby na próżno szukać w tej książce czegoś przymusowego. Ta historia po prostu wręcz płynie, unosi się gładko na tafli wody… Jednocześnie człowiek ma wrażenie, że jest sam pośród całego tego ogromu i ciężkości wydarzeń. Jest sam. I nikt nie słyszy jego krzyku…
Czy bym w tej książce coś zmieniła? Absolutnie nie! Jest idealna pod każdym względem i choć minął rok odkąd przeczytałam tę historię to powracam do niej z tymi samymi uczuciami co wtedy. Mam ochotę wyciągnąć do Oli swoją dłoń, chwycić ją mocno i zapewnić ją, że to nie jej wina i że jest niesamowicie dzielna.
TW: gwa*t, przem*c psychiczna, przem*c fizyczna, śmie*ć bliskiej osoby
Wzięłam „Pod pokładem” na wakacje zeszłego roku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wielki ładunek emocjonalny przyjdzie mi nieść po lekturze. Historie takie jakie przydarzyły się Olivii mogą dziać się codziennie tylko niekoniecznie potrafimy usłyszeć ten krzyk, który wydobywa się z gardeł. Czasem niemy, czasem aż nadto głośny a jednak jesteśmy wobec niego głusi…
„Olivia ma 21 lat, kiedy rezygnuje ze stażu w banku, aby żeglować wokół wybrzeży Australii razem z dwojgiem przyjaciół. Z fascynacją odkrywa przed sobą nowe ekscytujące możliwości. Jest synestetyczką, a przebywanie na morzu działa magicznie na jej zmysły i postrzeganie świata.
Po kilku latach Oli można już nazwać wilkiem morskim. Postanawia wziąć udział w rejsie w towarzystwie pięciu mężczyzn, aby dostarczyć jacht z Nowej Kaledonii do Auckland. Wkrótce przekona się, że na morzu, pod pokładem, nikt nie usłyszy jej krzyku…
Po przeprowadzce do Londynu morskie przygody Olivii to już przeszłość. Kiedy jednak poznaje Hugona, traumatyczne wspomnienia spod pokładu nagle w niej ożywają.”
Wydawnictwo Mova wydało książkę, która fragmentami wżyna się w ciało czytelnika niczym nóż by zaraz potem być balsamem na wszelkie rany. Opis może zwodzić, ale to tak naprawdę zapis życia młodej, silnej kobiety, którą spotkało w życiu wiele złego. Mamy spójną całość, jest przed, ale tak naprawdę nie ma po. Po zawsze jest już tylko wyryte w przeszłości – ciało zawsze pamięta. Pamięta dusza, pamięta każda cząstka. Nawet gdy wydaje się, że mamy to za sobą to nawet najbardziej niespodziewana rzecz może sprawić, że to wszystko do nas wróci.
,,Na ziemi to, co wcześniej zdawało się małe, teraz jest wielkie. Ale na niebie – na niebie ,to co zdawało się wielkie, jest małe. Nisko zawieszony nieboskłon ciąży, dławi, a ja czuję dotkliwie cały chłód, cały ból."
Tak jak do Olivi wracała morska sól, wracał dotyk, wracała rozpacz, tak czytelnik powraca myślami do tej książki jeszcze długo po jej skończeniu. Ta książka przypomina, że nie wolno zapomnieć nawet jeśli człowiek robi wszystko co w jego mocy.
Wielowątkowość tej historii sprawia, że to nie jest tylko książka o rozdzierającym bólu i ogromnej stracie, ale też historia o sile jaka drzemie w każdym z nas. I o tym jak znaleźć ten promyczek światła nawet w najciemniejszych zakamarkach duszy. Przeplatający się przez karty powieści wątek przyjaźni, a wręcz niemal „przyszywanej” rodziny i końcowy motyw przełamywania swoich strachów ramię w ramię z osobami podobnymi do siebie sprawia, że czytelnik dostaje tę nadzieję niemalże na tacy.
„-Życie składa się ze szczęśliwych i nieszczęśliwych zakończeń, Oli. Ale i początków… Nigdy o tym nie zapominaj.”
To książka niezwykle poetycka, miejscami niemalże wręcz mistyczna. Panuje w niej misternie ułożony porządek, choć miejscami ciężko odnaleźć go w poruszanych wątkach. „Pod pokładem” ma w sobie tę magię dzięki której możemy uwierzyć w siebie i w życie po traumie. Jednocześnie też każdy wyciągnie z niej coś innego, coś wyjątkowego tylko dla siebie. Znajdziemy w niej także wątki feministyczne, udowadniające, że nie tylko ta jedno bohaterka warta jest osobnej historii. „Pod pokładem” pokazuje, że inspiracje można znaleźć wszędzie, w siostrzeństwie, w sztuce, w naturze a nawet w tragedii. Powieść Sophie Hardcastle jest dobrze wyważonym dziełem o jednostajnym, ale niezwykle wciągającym tempie. Morskie motywy, wręcz powiązania na linii człowiek-natura przychodzą tu autorce niebywale lekko i trafnie, jak gdyby na próżno szukać w tej książce czegoś przymusowego. Ta historia po prostu wręcz płynie, unosi się gładko na tafli wody… Jednocześnie człowiek ma wrażenie, że jest sam pośród całego tego ogromu i ciężkości wydarzeń. Jest sam. I nikt nie słyszy jego krzyku…
Czy bym w tej książce coś zmieniła? Absolutnie nie! Jest idealna pod każdym względem i choć minął rok odkąd przeczytałam tę historię to powracam do niej z tymi samymi uczuciami co wtedy. Mam ochotę wyciągnąć do Oli swoją dłoń, chwycić ją mocno i zapewnić ją, że to nie jej wina i że jest niesamowicie dzielna.
„(…)Łzy są jaskraworóżowe. Jestem. Żyję. Odsłonięta. Tu jestem. Ocieram łzy rękawem. Jestem. Przeżyłam!
Wciągam powietrze, a nocne niebo napełnia mnie muszlami i solą.
Ohydna żółć wykwita ku gwiazdom. Jestem. Postanowiłam oddychać.”
Niezmiernie Wam tę książkę polecam, bo historia jaka jest w niej zaklęta jest historią cudowną. Cholernie trudną, ale cudowną."
TW: gwa*t, przem*c psychiczna, przem*c fizyczna, śmie*ć bliskiej osoby
Komentarze
Prześlij komentarz