Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś książka zostawiła u mnie po sobie taki miszmasz emocji! Wciąga od pierwszych stron, otacza wyjątkową, mistyczną atmosferą i porusza ważne tematy, ale gubi się gdzieś po drodze w stylu i dialogach. Zachwyci Was motywami i klimatem lecz rozczaruje charakterem. Na własną odpowiedzialność spędźcie weekend z Płytkich Zdrojach. Skorzystajcie z otoczenia prastarej puszczy by w rodzinnym gronie odpocząć lub aktywnie spędzić czas. Łucznictwo? Jazda konna? Ogniska i liczne trasy spacerowe – wszystko to i wiele więcej. Dodatkowo zbrodnia sprzed lat, która swoje żniwo ma zebrać raz jeszcze…
„Głusza” była dla mnie książką oczekiwaną. Odkąd zobaczyłam propozycję jej zrecenzowania wyczekiwałam kuriera niemalże z nosem przy szybie. Wydawnictwo zrobiło świetną promocję! Jakie było moje zdziwienie, kiedy początkowo odebrałam ślicznie zapakowane zaproszenie – bon na weekend w Płytkich Zdrojach. Dopracowana oferta specjalna jeszcze bardziej podkręciła moje oczekiwania i sprawiła że byłam gotowa spakować z K. walizki i ruszać na weekend pełen przygód.
"Wypoczynek z dala od cywilizacji zmieni się w wakacyjny koszmar.
Gdy Tom Anderson wraz z nastoletnią córką trafia do „Płytkich Zdrojów”, ośrodek jest świeżo po rewitalizacji. Malowniczo położony w leśnej głuszy nieopodal jeziora. Okolica przepiękna. Zapowiadają się wspaniałe wakacje.
Jak się niebawem okaże, ten relaks w „środku nicości” obfitować będzie w mocne wrażenia. Urokliwe „Płytkie Zdroje” skrywają bowiem mroczną tajemnicę sprzed lat. Okolica tylko z pozoru jest senna, leniwa i spokojna. Wiele się tu działo, a echa wydarzeń sprzed lat wciąż krążą ponad głowami. Przerażające odgłosy, które raz po raz dobiegają z różnych stron, przyprawiają o dreszcz. W dodatku miejscowi nie są przyjaźnie nastawieni do przybyszów. Atmosferę niepokoju i napięcia wiszącego w powietrzu potęgują niesamowite opowieści. Mówi się o złych duchach, które czają się w głębi lasu. O rytualnym mordzie na pobliskiej polanie. O mordercy, którego nie zdołano schwytać i ukrył się w leśnych ostępach. Po serii dziwnych incydentów ojciec i córka wiedzą już, że to nie będzie sielski wypoczynek…"
Kiedy ten tytuł w końcu wpadł w moje ręce prawie od razu rzuciłam się między strony.
Zaczyna się niewinnie, od przyjazdu głównych bohaterów na miejsce akcji. Ojciec i nastoletnia córka – Thomas Anderson i Frankie. On rozwodnik, dziennikarz muzyczny, ona czternastolatka, której nie do końca podoba się pomysł spędzenia kilkudniowego wyjazdu w głuszę (w której o zgrozo! Nie ma zasięgu!) Kiedy bohaterowie spotykają swoich sąsiadów prawie wszystko ulega zmianie.
David, Connie i ich piętnastoletni syn Ryan to poszukujący wrażeń twórcy popularnego podcastu o niewyjaśnionych zbrodniach. Zafascynowani miasteczkiem Penance w okolicy którego mieści się ośrodek Płytkie Zdroje przybyli na miejsce by nagrać wyjątkową audycję o brutalnej zbrodni, która wiele lat wcześniej wydarzyła się w środku głuszy. Thomas, Frankie, David, Connie i Ryan stają się odtąd świadkami i uczestnikami podejrzanych i przedziwnych wydarzeń, których rozwiązanie przyprawia o gęsią skórkę. Tak jak przed laty tak i teraz wczasowicze doświadczają… przedziwności. Po zmroku słychać dziwne i straszne odgłosy, turyści skarżą się na omamy wzrokowe, gubią się rzeczy, wszyscy czują się tak jakby byli obserwowani – mówię serio, to buduje taki klimat, że włosy same jeżą się na rękach! Dosłownie, czytając sama czułam się tak jakby ktoś mnie obserwował, czułam na karku niespokojne oddechy duchów, przysięgłabym że kątem oka widziałam nietypowe ruchy. Do tego co i rusz poznawane legendy o tym miejscu, opowieści o zjawach i rytuałach, które my jako czytelnicy dostajemy opowiedziane z różnych perspektyw, pisane narracją pierwszoosobową. To wszystko buduje atmosferę tak gęstą, że można nożem kroić i podawać w ramach obiadu. Pikanterii dodaje mieszania osobowości z miasteczka Penance – ot bliźniąt z piekła rodem po niepozorne postacie zatrudnione w ośrodku. Całość przedstawia się jako idealny thriller który nie odpuszcza ani na sekundę.
Niestety na tym pozytywy się kończą – i ja naprawdę starałam się zignorować pozostałe elementy, które finalnie okazały się psuć cały efekt.
Zacznijmy od bohaterów. Thomas Anderson jest bucem. Ten kto śledził uważnie moje relacje na instagramie ten wie, że zdania tak łatwo nie zmienię. Oprócz tego, że z własnej głupoty stracił rodzinę i popadł w ciąg stopniowego „kretynienia” to traktuje swoją córkę jak niepełnosprawną a przynajmniej niedorozwiniętą. Sama Frankie nie zachowuje się lepiej, bowiem jej totalny brak własnego rozumu nie pozwala by traktować ją poważnie. Connie i David zupełnie ignorują swojego syna, za nic mają jego potrzeby i uczucia. Dialogi prowadzone między bohaterami są tak denne i sztywne jakby pisane na siłę; zupełnie pozbawione polotu. Ogołocone emocji, jakby wyjęte z szablonu służą chyba tylko jako zapychacze lub – co bardziej prawdopodobne – mają popychać fabułę do przodu. Mam wrażenie, że mimo świetnie zbudowanego miejsca akcji, wydarzeń i całej atmosfery z dreszczykiem to i tak bez tych nienaturalnych dialogów książka stanęłaby w martwym punkcie. Jedna z bookstagramowych opinii „Głuszy” zwróciła moją uwagę, że to nie jest tylko thriller, ale też książka z pogranicza young adult – skierowana do trochę młodszych wyjadaczy mrocznej literatury. Jest w tym trochę racji jednak w dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, dlaczego coś co ma „się podobać” jest jednocześnie mniej wymagające a przy okazji bardziej niedbałe? Bo to, że w tej powieści znajdziemy słabe dialogi to tylko wierzchołek góry lodowej. W treści dostajemy całą gamę wyrażeń potocznych, które miały budować realizm powieści. Z czego miały to jest słowo klucz. Miały, ponieważ zbyt duże nagromadzenie zdrobnień, określeń potocznych (przykładowo: „dla beki”, „rozkminiałem”, „sfochowana”) albo słów, których użycie nie jest już tak naturalne (na przykład: „tatuśku”, „staruszku”) spowodowało, że całość przedstawia się dość sztucznie.
Podsumujmy:
Mamy świetny klimat z dreszczykiem. Niesamowite, ale proste miejsce akcji, które wprowadza czytelnika w mroczny nastrój.
Pomysł na fabułę, nieco szablonowy, ale prowadzony w dosyć niekonwencjonalny sposób. Mamy kilka zwrotów akcji i zaskakujących scen, ale koszmarne dialogi i płaski język powieści.
Rozmawiając o "Głuszy" z kilkoma osobami z mojego najbliższego otoczenia, pokazując im kilka cytatów spotkałam się ze opiniami, że oni by przez tę książkę nie przebrnęli, ze względu na tę kwestię. Część z nich przyznało, że odpuściłoby sobie dalszą lekturę po pierwszych stronach.
Ja przebrnęłam i powiem Wam, że sięgacie po „Głuszę” na własne ryzyko. Ta książka jednocześnie mi się podobała i nie podobała, dlatego mam problem z daniem jej konkretnej oceny. Zachęcam Was jednak do tego by zapoznać się z jej treścią i samemu wyrobić sobie o niej zdanie!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu MUZA!
„Głusza” była dla mnie książką oczekiwaną. Odkąd zobaczyłam propozycję jej zrecenzowania wyczekiwałam kuriera niemalże z nosem przy szybie. Wydawnictwo zrobiło świetną promocję! Jakie było moje zdziwienie, kiedy początkowo odebrałam ślicznie zapakowane zaproszenie – bon na weekend w Płytkich Zdrojach. Dopracowana oferta specjalna jeszcze bardziej podkręciła moje oczekiwania i sprawiła że byłam gotowa spakować z K. walizki i ruszać na weekend pełen przygód.
Gdy Tom Anderson wraz z nastoletnią córką trafia do „Płytkich Zdrojów”, ośrodek jest świeżo po rewitalizacji. Malowniczo położony w leśnej głuszy nieopodal jeziora. Okolica przepiękna. Zapowiadają się wspaniałe wakacje.
Jak się niebawem okaże, ten relaks w „środku nicości” obfitować będzie w mocne wrażenia. Urokliwe „Płytkie Zdroje” skrywają bowiem mroczną tajemnicę sprzed lat. Okolica tylko z pozoru jest senna, leniwa i spokojna. Wiele się tu działo, a echa wydarzeń sprzed lat wciąż krążą ponad głowami. Przerażające odgłosy, które raz po raz dobiegają z różnych stron, przyprawiają o dreszcz. W dodatku miejscowi nie są przyjaźnie nastawieni do przybyszów. Atmosferę niepokoju i napięcia wiszącego w powietrzu potęgują niesamowite opowieści. Mówi się o złych duchach, które czają się w głębi lasu. O rytualnym mordzie na pobliskiej polanie. O mordercy, którego nie zdołano schwytać i ukrył się w leśnych ostępach. Po serii dziwnych incydentów ojciec i córka wiedzą już, że to nie będzie sielski wypoczynek…"
Kiedy ten tytuł w końcu wpadł w moje ręce prawie od razu rzuciłam się między strony.
Zaczyna się niewinnie, od przyjazdu głównych bohaterów na miejsce akcji. Ojciec i nastoletnia córka – Thomas Anderson i Frankie. On rozwodnik, dziennikarz muzyczny, ona czternastolatka, której nie do końca podoba się pomysł spędzenia kilkudniowego wyjazdu w głuszę (w której o zgrozo! Nie ma zasięgu!) Kiedy bohaterowie spotykają swoich sąsiadów prawie wszystko ulega zmianie.
David, Connie i ich piętnastoletni syn Ryan to poszukujący wrażeń twórcy popularnego podcastu o niewyjaśnionych zbrodniach. Zafascynowani miasteczkiem Penance w okolicy którego mieści się ośrodek Płytkie Zdroje przybyli na miejsce by nagrać wyjątkową audycję o brutalnej zbrodni, która wiele lat wcześniej wydarzyła się w środku głuszy. Thomas, Frankie, David, Connie i Ryan stają się odtąd świadkami i uczestnikami podejrzanych i przedziwnych wydarzeń, których rozwiązanie przyprawia o gęsią skórkę. Tak jak przed laty tak i teraz wczasowicze doświadczają… przedziwności. Po zmroku słychać dziwne i straszne odgłosy, turyści skarżą się na omamy wzrokowe, gubią się rzeczy, wszyscy czują się tak jakby byli obserwowani – mówię serio, to buduje taki klimat, że włosy same jeżą się na rękach! Dosłownie, czytając sama czułam się tak jakby ktoś mnie obserwował, czułam na karku niespokojne oddechy duchów, przysięgłabym że kątem oka widziałam nietypowe ruchy. Do tego co i rusz poznawane legendy o tym miejscu, opowieści o zjawach i rytuałach, które my jako czytelnicy dostajemy opowiedziane z różnych perspektyw, pisane narracją pierwszoosobową. To wszystko buduje atmosferę tak gęstą, że można nożem kroić i podawać w ramach obiadu. Pikanterii dodaje mieszania osobowości z miasteczka Penance – ot bliźniąt z piekła rodem po niepozorne postacie zatrudnione w ośrodku. Całość przedstawia się jako idealny thriller który nie odpuszcza ani na sekundę.
Niestety na tym pozytywy się kończą – i ja naprawdę starałam się zignorować pozostałe elementy, które finalnie okazały się psuć cały efekt.
Zacznijmy od bohaterów. Thomas Anderson jest bucem. Ten kto śledził uważnie moje relacje na instagramie ten wie, że zdania tak łatwo nie zmienię. Oprócz tego, że z własnej głupoty stracił rodzinę i popadł w ciąg stopniowego „kretynienia” to traktuje swoją córkę jak niepełnosprawną a przynajmniej niedorozwiniętą. Sama Frankie nie zachowuje się lepiej, bowiem jej totalny brak własnego rozumu nie pozwala by traktować ją poważnie. Connie i David zupełnie ignorują swojego syna, za nic mają jego potrzeby i uczucia. Dialogi prowadzone między bohaterami są tak denne i sztywne jakby pisane na siłę; zupełnie pozbawione polotu. Ogołocone emocji, jakby wyjęte z szablonu służą chyba tylko jako zapychacze lub – co bardziej prawdopodobne – mają popychać fabułę do przodu. Mam wrażenie, że mimo świetnie zbudowanego miejsca akcji, wydarzeń i całej atmosfery z dreszczykiem to i tak bez tych nienaturalnych dialogów książka stanęłaby w martwym punkcie. Jedna z bookstagramowych opinii „Głuszy” zwróciła moją uwagę, że to nie jest tylko thriller, ale też książka z pogranicza young adult – skierowana do trochę młodszych wyjadaczy mrocznej literatury. Jest w tym trochę racji jednak w dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, dlaczego coś co ma „się podobać” jest jednocześnie mniej wymagające a przy okazji bardziej niedbałe? Bo to, że w tej powieści znajdziemy słabe dialogi to tylko wierzchołek góry lodowej. W treści dostajemy całą gamę wyrażeń potocznych, które miały budować realizm powieści. Z czego miały to jest słowo klucz. Miały, ponieważ zbyt duże nagromadzenie zdrobnień, określeń potocznych (przykładowo: „dla beki”, „rozkminiałem”, „sfochowana”) albo słów, których użycie nie jest już tak naturalne (na przykład: „tatuśku”, „staruszku”) spowodowało, że całość przedstawia się dość sztucznie.
Podsumujmy:
Mamy świetny klimat z dreszczykiem. Niesamowite, ale proste miejsce akcji, które wprowadza czytelnika w mroczny nastrój.
Pomysł na fabułę, nieco szablonowy, ale prowadzony w dosyć niekonwencjonalny sposób. Mamy kilka zwrotów akcji i zaskakujących scen, ale koszmarne dialogi i płaski język powieści.
Rozmawiając o "Głuszy" z kilkoma osobami z mojego najbliższego otoczenia, pokazując im kilka cytatów spotkałam się ze opiniami, że oni by przez tę książkę nie przebrnęli, ze względu na tę kwestię. Część z nich przyznało, że odpuściłoby sobie dalszą lekturę po pierwszych stronach.
Ja przebrnęłam i powiem Wam, że sięgacie po „Głuszę” na własne ryzyko. Ta książka jednocześnie mi się podobała i nie podobała, dlatego mam problem z daniem jej konkretnej oceny. Zachęcam Was jednak do tego by zapoznać się z jej treścią i samemu wyrobić sobie o niej zdanie!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu MUZA!
Komentarze
Prześlij komentarz