Dobra satyra polityczna w dzisiejszych czasach jest na wagę złota. Mimo, że jest za wcześnie by śmiać się z niektórych rzeczy, tak Michael Honig znajduje złoty środek; trafia idealnie między komedię i dramat, wymyślając takie wydarzenia, które chętnie zobaczylibyśmy w rzeczywistości. „Ostatnie dni Władimira P.” to perfekcyjnie ironiczna, dobrze wyważona i brutalnie aktualna (choć osadzona w przyszłości) historia.
Zacznijmy od tego, że bohaterem „Ostatnich dni Władimira P.” nie jest wcale Władimir P. Choć pozostający jądrem wszystkich wydarzeń były prezydent Rosji stanowi mocny podkład pod wszystkie dziejące się w tej książce sytuacje mniej lub bardziej śmieszne/tragiczne etc., tak całą historię poznajemy z perspektywy poczciwego Szeremietiewa. Ten pozostający w słusznym wieku mężczyzna przez całe życie nie robił nic innego tylko opiekował się pacjentami. Jest pielęgniarzem, który szansę na opiekę nad tak ważną osobistością potraktował niezwykle obowiązkowo. W efekcie Szeremietiew trafił na położoną na odludziu Daczę, gdzie wraz z całą resztą personelu dba o to, by temu najważniejszemu pacjentowi zapewnić godną starość. Tu zrobię pauzę, ponieważ czytając o tych wszystkich staraniach targały mną mieszane uczucia. Myślę, że mogę spokojnie stwierdzić, że te moralne rozterki, czy traktować Władimira P. jako zwykłego starszego, schorowanego człowieka czy jak najgorszego zbrodniarza, stanowią ogromną część tej książki. Postanowiłam jednak odłożyć na bok uczucia i skupić się na tym co faktycznie dzieje się w tej historii. Pozwoliłam płynąć wyobraźni, chcąc wyłapać wszystkie te nawet najdrobniejsze szczególiki fabularne. Wszystkie niechęci więc poszły w odstawkę (Dystans jest baaardzo zalecany przy tej lekturze), bo skoro fikcja to fikcja – to niech się dzieje co się ma dziać. A działo się sporo!
Jesteśmy świadkami niezbyt przyjemnej wizji przyszłości (choć niektóre rzeczy z chęcią zobaczyłabym na własne oczy). Eksprezydent nie odróżnia rzeczywistości od urojeń, nie jest w stanie samemu wejść po schodach, nie mówiąc już o tym że nie potrafi sam zjeść i sam się ubrać. Jego całe życie stało się w stu procentach zależne od Szeremietiewa, który przez cały czas uważa go za zwykłego pacjenta – człowieka, który wymaga wsparcia 24 godziny na dobę. Do tego wszystko co mówi eksprezydent, wszystko co nie ma związku z rzeczywistością – jest dialogami przeszłości, jego podejściem do polityki i obywateli kiedy jeszcze jego mózg działał prawidłowo. Kiedy rodzina Szeremietiewa sama potrzebuje pomocy dotychczasowe decyzje podejmowane przez pielęgniarza przestają jawić się jako te właściwe a każde następne czekające na podjęcie stawiają przed nim coraz to większe rozterki. Sytuacji nie pomaga fakt, że wszyscy dookoła parają się niezbyt uczciwymi interesami.
Rosja w pigułce – każdy kradnie co popadnie, czarny rynek kwitnie, konszachty z mafią są na porządku dziennym – taka wizja Rosji jawi się w książce Michaela Honiga. Jak jest naprawdę – nie wiem. Może faktycznie tak, może jest to tylko przejaskrawienie, ale jakby nie było to w takiej właśnie sytuacji odnaleźć się musi prawy i nad wyraz uczciwy Szeremietiew, który nie zdobył się na machlojki nawet wtedy, kiedy umierała jego żona. I tu właśnie książka krąży wokół dramatu. Zwykłego, ludzkiego dramatu, któremu można było zapobiec decydując się na kilka szemranych interesów. Śmiech przez grube, słone łzy. Obrazy, które siadają na żołądku i powodują niestrawność a przy tym kilka rzeczowych spostrzeżeń, faktów (być może) wyssanych z palca, a przy tym kawał komedii.
Gdzie w systemie wartości plasuje się ludzkie życie a gdzie korzyści finansowe? Gdzie bezpieczeństwo a obiecujące znajomości? Czy można przehandlować uczciwość i lojalność?
„Ostatnie dni Władimira P.” stawiają szereg ważnych pytań. Pod przykrywką dobrze dobranej ironii, gagów unoszących kąciki ust w górę czai się historia smutna i brutalna, o zwyczajnych, ludzkich sprawach. Fakt – wydźwięk komediowy jest silny, ale idące za fabułą morały stawiają czytelnika w tej mało wygodnej sytuacji, w której sam zaczyna zastanawiać się nad swoimi możliwościami. Niezwykle aktualna przyszłość, ale hej… pamiętajmy, że „wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób żywych lub martwych, wydarzeń czy miejsc jest całkowicie przypadkowa.” ;)
„Czasy kiedy prezydent Rosji jeździł z nagim torsem na koniu i trząsł oligarchami, dawno minęły. Teraz żyje z dala od Kremla, w ekskluzywnej daczy – i w świecie urojeń, faszerowany lekami na uspokojenie. Na straży Władimira stoi poczciwy Szeremietiew, który jako jedyny ze służby domowej nie robi interesów na boku. Nastaje jednak dzień, kiedy zegarki z kolekcji eksprezydenta zaczynają tykać coraz głośniej i nawet Szeremietiew musi pożegnać się ze swoją – niezbyt modną w Rosji – moralnością.”
Zacznijmy od tego, że bohaterem „Ostatnich dni Władimira P.” nie jest wcale Władimir P. Choć pozostający jądrem wszystkich wydarzeń były prezydent Rosji stanowi mocny podkład pod wszystkie dziejące się w tej książce sytuacje mniej lub bardziej śmieszne/tragiczne etc., tak całą historię poznajemy z perspektywy poczciwego Szeremietiewa. Ten pozostający w słusznym wieku mężczyzna przez całe życie nie robił nic innego tylko opiekował się pacjentami. Jest pielęgniarzem, który szansę na opiekę nad tak ważną osobistością potraktował niezwykle obowiązkowo. W efekcie Szeremietiew trafił na położoną na odludziu Daczę, gdzie wraz z całą resztą personelu dba o to, by temu najważniejszemu pacjentowi zapewnić godną starość. Tu zrobię pauzę, ponieważ czytając o tych wszystkich staraniach targały mną mieszane uczucia. Myślę, że mogę spokojnie stwierdzić, że te moralne rozterki, czy traktować Władimira P. jako zwykłego starszego, schorowanego człowieka czy jak najgorszego zbrodniarza, stanowią ogromną część tej książki. Postanowiłam jednak odłożyć na bok uczucia i skupić się na tym co faktycznie dzieje się w tej historii. Pozwoliłam płynąć wyobraźni, chcąc wyłapać wszystkie te nawet najdrobniejsze szczególiki fabularne. Wszystkie niechęci więc poszły w odstawkę (Dystans jest baaardzo zalecany przy tej lekturze), bo skoro fikcja to fikcja – to niech się dzieje co się ma dziać. A działo się sporo!
„-Problem? – spytał Władimir. – Z czym problem?
-Z kurczakami, Władimirze Władimirowiczu.
-Nie ma żadnego problemu z kurczakami. Problem – powiedział Władimir, grożąc palcem – tkwi w tym, że Rosjanie myślą, że kurczaki stanowią problem, podczas gdy tak naprawdę to wcale nie kurczaki. To jedynie próba odwrócenia uwagi. Nasi tak zwani przyjaciele z Zachodu chcieliby, żebyśmy tracili na to czas. A przecież to sam Zachód spowodował ten problem, posyłając nam kurczaki drugiego sortu. Sami by tego nie tknęli. Niby dlaczego nałożyłem na nich embargo, żeby przestali słać nam o ścierwo? Tak, Obama, Merkel i cała reszta chcą, żebyśmy właśnie tak myśleli. To nic innego jak prymitywna próba zrewanżowania się za nasze całkowicie prawomocne restrykcje na przesył gazu przez rurociągi ukraińskie. Ale tak naprawdę między tymi dwiema kwestiami nie ma porównania. Kurczaki to nie gaz! Gaz to nie kurczaki! Czy to jasne? Rosja nie ma problemu z drobiem. Rosja z niczym nie ma problemu. Każdy problem w Rosji to wina Zachodu, niemogącego znieść, że Rosja jest silna i niezależna. Wezwę Rosjan, by przestali jeść kurczaki i zadali cios zachodnim przyjaciołom, którzy chcieliby cofnąć czas do zimnej wojny!”
Jesteśmy świadkami niezbyt przyjemnej wizji przyszłości (choć niektóre rzeczy z chęcią zobaczyłabym na własne oczy). Eksprezydent nie odróżnia rzeczywistości od urojeń, nie jest w stanie samemu wejść po schodach, nie mówiąc już o tym że nie potrafi sam zjeść i sam się ubrać. Jego całe życie stało się w stu procentach zależne od Szeremietiewa, który przez cały czas uważa go za zwykłego pacjenta – człowieka, który wymaga wsparcia 24 godziny na dobę. Do tego wszystko co mówi eksprezydent, wszystko co nie ma związku z rzeczywistością – jest dialogami przeszłości, jego podejściem do polityki i obywateli kiedy jeszcze jego mózg działał prawidłowo. Kiedy rodzina Szeremietiewa sama potrzebuje pomocy dotychczasowe decyzje podejmowane przez pielęgniarza przestają jawić się jako te właściwe a każde następne czekające na podjęcie stawiają przed nim coraz to większe rozterki. Sytuacji nie pomaga fakt, że wszyscy dookoła parają się niezbyt uczciwymi interesami.
„-Dokąd zmierza ten świat? – mruknął Szeremietiew.
Elejkow roześmiał się.
-Każde pokolenie to mówi, kiedy się starzeje. Myślisz, że świat miał się lepiej, gdy byliśmy młodzi? Zawsze było szambo. Gówno na głównie gównem pogania. To właśnie Rosja, Nikołaju Iljiczu. Tak samo było za czasów Iwana Groźnego, tak samo za rządów Stalina i tak samo jest dzisiaj. A czego się spodziewałeś? Od czasu do czasu na chwilę wynurzasz głowę na powierzchnię i wtedy właśnie zdajesz sobie sprawę, że tkwisz po uszy w gównie. To mija i znów się w nim pogrążasz.”
Rosja w pigułce – każdy kradnie co popadnie, czarny rynek kwitnie, konszachty z mafią są na porządku dziennym – taka wizja Rosji jawi się w książce Michaela Honiga. Jak jest naprawdę – nie wiem. Może faktycznie tak, może jest to tylko przejaskrawienie, ale jakby nie było to w takiej właśnie sytuacji odnaleźć się musi prawy i nad wyraz uczciwy Szeremietiew, który nie zdobył się na machlojki nawet wtedy, kiedy umierała jego żona. I tu właśnie książka krąży wokół dramatu. Zwykłego, ludzkiego dramatu, któremu można było zapobiec decydując się na kilka szemranych interesów. Śmiech przez grube, słone łzy. Obrazy, które siadają na żołądku i powodują niestrawność a przy tym kilka rzeczowych spostrzeżeń, faktów (być może) wyssanych z palca, a przy tym kawał komedii.
Gdzie w systemie wartości plasuje się ludzkie życie a gdzie korzyści finansowe? Gdzie bezpieczeństwo a obiecujące znajomości? Czy można przehandlować uczciwość i lojalność?
„-(…)powiedz proszę, co jeszcze mogę dla ciebie zrobić? W Rosji, Kola, jeśli pokażesz słabość choćby na moment, jesteś słabeuszem po całości.”
„Ostatnie dni Władimira P.” stawiają szereg ważnych pytań. Pod przykrywką dobrze dobranej ironii, gagów unoszących kąciki ust w górę czai się historia smutna i brutalna, o zwyczajnych, ludzkich sprawach. Fakt – wydźwięk komediowy jest silny, ale idące za fabułą morały stawiają czytelnika w tej mało wygodnej sytuacji, w której sam zaczyna zastanawiać się nad swoimi możliwościami. Niezwykle aktualna przyszłość, ale hej… pamiętajmy, że „wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób żywych lub martwych, wydarzeń czy miejsc jest całkowicie przypadkowa.” ;)
„-Legalne? Nielegalne? A jaka to w Rosji różnica, Nikołaju Iljiczu? Liczy się tylko to, czy coś jest możliwe, czy niemożliwe. Tak brzmi prawidłowo postawione pytanie.”
Komentarze
Prześlij komentarz