Przejdź do głównej zawartości

"Wizje. Gniew" czyli zemsta w pięciu smakach

Miło jest wrócić do bohaterów, których poznało się jakiś czas temu, w dobrym debiucie. Miło jest zobaczyć jaki postęp przechodzi autorka, udoskonalając swój styl. Miło jest sięgnąć po dobrą książkę, która zapewni ciekawą rozrywkę na co najmniej jeden wieczór. „Wizje. Gniew” to kolejna książka, którą na spokojnie Wam polecam.

Z książkami Anny Krystaszek mam taką dziwną relację, że sięgam po nie z ciekawością na co tym razem wpadła autorka a jednocześnie sięgam po nie z dużą rezerwą. Na szczęście „Wizje” okazały się pozycją na tyle dobrą, że odetchnęłam z ulgą a na kolejny tytuł nie trzeba mnie będzie długo namawiać.


W ubiegłym roku Anna Krystaszek zadebiutowała kryminałem pod tytułem „W cieniu terapeutki. Zazdrość”, którego recenzję wciąż możecie przeczytać tutaj. Była to dobra historia, wyróżniająca się nietuzinkową fabułą jednak za bardzo przegadana i napakowana wszelakimi motywami, które sprawdzają się w tego typu historiach. „Wizje. Gniew” to bardziej dopracowana, pewnego rodzaju kontynuacja „W cieniu terapeutki.”.

,,Paulina została znaleziona w lesie i uparcie twierdzi, że zginął tam człowiek. Policja nie znajduje jednak ciała. Dziewczyna trafia do szpitala psychiatrycznego i kilka dni później wyznaje lekarzowi, że zwłoki będą odkryte dopiero 27 marca. Opowiada o swojej przerażającej wizji, dokładnie opisując ofiarę. Podaje nazwisko mężczyzny i dodaje, że w przeszłości znęcał się nad swoją małoletnią córką.
Wszystko się potwierdza – 27 marca w wiadomościach pojawia się informacja o zamordowanym mężczyźnie znalezionym w lesie.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Igor Szulc vel Czarny, najlepszy kryminalny w województwie… A „rzeźnik ze świętego miasta” jak ochrzciła go prasa, numeruje kolejne ofiary. Czy uda się go powstrzymać w tej śmiertelnej wyliczance?
Co łączy brutalne morderstwo z tragicznym pożarem sprzed niemal 20 lat? Jakie mroczne tajemnice z przeszłości skrywa Paulina?
Tłem dramatycznych wydarzeń jest Lubliniec – miejsce odkryte ponurą sławą hitlerowskich eksperymentów na dzieciach, pacjentach tamtejszego szpitala psychiatrycznego.”

By zobrazować to co mam na myśli, porównam obie książki do fryzur. Wyobraźcie sobie fryzurę, w której znajdziecie każdą możliwą ozdobę jaką macie w domu – spineczki, klamerki, wstążeczki, koraliki i nie wiadomo co jeszcze. Fryzura ta jest przeładowana elementami, które osobno oczywiście, są bardzo ładne, ale razem tworzą przedziwny miszmasz. To właśnie „W cieniu terapeutki. Zazdrość.” Wyobraźcie sobie teraz drugą fryzurę. Elegancką, ujarzmioną, do której definitywnie musiał przyłożyć się dobry fryzjer. Fryzura ta jest spięta neutralnymi, wręcz niewidocznymi wsuwkami, a ozdób jest akurat tyle, ile powinno być a każda z nich dobrana jest ze smakiem. Tak właśnie wyglądają „Wizje. Gniew”. Uporządkowane, zaplanowane, wykonane ze starannością, w której niemal każdy element ze sobą współgra. A gra przede wszystkim fabuła – rewelacyjnie obmyślona, potraktowana wręcz pieczołowicie. To się czuje podczas czytania, kiedy autorka dosłownie lawiruje między podejrzeniami i wątkami, które finalnie prowadzą do zaskakującego zakończenia. W zabawie „kto jest mordercą” znów dałam wodzić się za nos niemalże do samego końca, typując kilka osób (w tym trafnie jedną). Bohaterami i tym razem jest prokurator Jan Hejda z małżonką, oraz co wzbudziło moje największe dziwienie - komendant Wilk, znany czytelnikom z „W cieniu terapeutki. Zazdrość” jako komisarz Wilk. Do tego mamy kolejny szpaler osobowości, zaczynając od komisarza Czarnego (który w mojej głowie cały czas roi się jako imiennik i brat bliźniak Igora Brudnego z książek Przemysława Piotrowskiego), Paulinę Brzezińską po doktora Ryszarda Lasaka i innych. W moim odczuciu nie ma tu głównej postaci, takiej na której ta historia skupiałaby się w 100%. Tak jak w przypadku debiutu autorki historia skupia się na życiu nie tylko na życiu, w tym przypadku Pauliny. Dostajemy znaczne fragmenty z biografii prokuratora Hejdy oraz Czarnego. Tym razem bohaterowie nakreśleni zostali jakby z większą pokorą – nie przeżyli wszystkiego, nie wszyscy mieli styczność z samymi tragediami i patologiami a wątki poboczne nie zajmują już tak wiele miejsca. Odbiło się to znacznie na objętości książki, ale moim zdaniem pozytywnie. Pojawiający się wątek komendanta Wilka dodatkowo uświadamia czytelnikowi upływ czasu między jedną a drugą książką – tym razem nie mamy nakreślonego konkretnie czasu akcji tak jak było to w Zazdrości, ale możemy zakładać, że między wydarzeniami upłynęło kilka lat. Tło historyczne wspomniane na okładce książki pozostaje tłem, choć jest kilka prób „liźnięcia” tematu w całej fabule, ale nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Nawet więcej, możemy łagodnie wczuć się w miejsce akcji, spróbować łatwiej postawić się na miejscu bohaterów.

Czytając „Wizje. Gniew” czułam się jakbym oglądała kryminalny serial z wyższej półki – lepiej nakreślony, lepiej wykonany, znakomicie udźwiękowiony i bardzo realny. Styl autorki przeszedł moim zdaniem ogromną zmianę, widać to w każdym rozdziale i dialogu – przemyślanym i istniejącym „po coś”. Uważam, że przed autorką stoi niezwykłe wyzwanie by w następnych książkach utrzymać taki sam, a może nawet lepszy poziom. Jest na co czekać, zważywszy na to, że „Wizje” to świetny kryminał. Choć na okładce nie znalazły się polecajki od innych autorów, to ta książka swoim wykonaniem broni się sama. Nie mogę doczekać się następnej części, rezerwa, z którą podeszłam do tego tytułu prawie całkowicie stopniała a Wam z czystym sumieniem polecam sięgnąć po tę serię. Myślę, że szczególnie ukontentowane będą osoby, które swoją przygodę z kryminałami/thrillerami dopiero zaczynają, które nie znają jeszcze wszystkich „sztuczek i zabiegów” tego gatunku.

Przy okazji – tytuł mistrzów promocji w tym roku przypada Wydawnictwu Muza za nieoczekiwaną niespodziankę do tytułu. Z takim „gratisem” zrobienie zdjęcia do recenzji nie było niczym trudnym ;) Dziękuję za egzemplarz!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony

[RECENZJA PATRONACKA] "Wszystko już było" Marta Lenkowska

No i stało się! Debiut literacki Marty Lenkowiskiej już śmiga na rynku wydawniczym zbierając same pozytywne opinie. To dla mnie książka wyjątkowa pod wieloma względami, między innymi dlatego, że to także mój… DEBIUT PATRONACKI! Tak, dobrze czytacie, moje logo po raz pierwszy pojawiło się oficjalnie na okładce książki, którą możecie już zamawiać w księgarniach! A jeśli chcecie dowiedzieć się co mnie w tej książce dodatkowo ujęło to zapraszam na szczerą recenzję patronacką :) Przypomnij sobie kiedy ostatnio przygniotło Cię poczucie bezradności i okrutnej pustki. Przypomnij sobie i chodź ze mną w podróż do pachnącej i słonecznej Portugali. Zobaczymy blaski i cienie sławy, odtworzymy rodzinne więzi, naprawimy błędy przeszłości i na nowo pokochamy… siebie, innych, miejsca i smaki. Zobaczymy przemiany na lepsze i gorsze, będziemy świadkami dowodów ludzkiej dobroci. Powtarzaj za mną „Wszystko już było” , ale może być raz jeszcze. „Częściowa utrata pamięci to przekleństwo czy błogosławieństwo?