Przejdź do głównej zawartości

[RECENZJA PATRONACKA] "Wszystko już było" Marta Lenkowska

No i stało się! Debiut literacki Marty Lenkowiskiej już śmiga na rynku wydawniczym zbierając same pozytywne opinie. To dla mnie książka wyjątkowa pod wieloma względami, między innymi dlatego, że to także mój… DEBIUT PATRONACKI! Tak, dobrze czytacie, moje logo po raz pierwszy pojawiło się oficjalnie na okładce książki, którą możecie już zamawiać w księgarniach! A jeśli chcecie dowiedzieć się co mnie w tej książce dodatkowo ujęło to zapraszam na szczerą recenzję patronacką :)


Przypomnij sobie kiedy ostatnio przygniotło Cię poczucie bezradności i okrutnej pustki. Przypomnij sobie i chodź ze mną w podróż do pachnącej i słonecznej Portugali. Zobaczymy blaski i cienie sławy, odtworzymy rodzinne więzi, naprawimy błędy przeszłości i na nowo pokochamy… siebie, innych, miejsca i smaki. Zobaczymy przemiany na lepsze i gorsze, będziemy świadkami dowodów ludzkiej dobroci. Powtarzaj za mną „Wszystko już było”, ale może być raz jeszcze.


„Częściowa utrata pamięci to przekleństwo czy błogosławieństwo? To utrata własnej tożsamości czy szansa na rehabilitację? Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Kto chce pomóc, a kto zaszkodzić?
Przed takim dylematem stoi Liz Doporto. Sławna malarka nie pamięta ostatnich dwudziestu kilku lat swojego życia. W odzyskaniu własnego „ja” pomaga jej Lily. Z okruchów wspomnień, wycinków z gazet i reakcji otoczenia wyłania się obraz namalowany ciemnymi barwami. Liz z przerażeniem odkrywa, że świat show-biznesu jest brutalny. Że dla agentki liczą się tylko pieniądze. Że dla sławy odtrącała i raniła najbliższe osoby. Że jej postępowanie doprowadziło do tragedii.
Liz przechodzi wewnętrzną przemianę. Próbuje odzyskać utracony czas. Cieszy ją życie z dala od blasku fleszy. Męczą paparazzi szukający sensacji. Chciałaby naprawić relacje z siostrą, a przede wszystkim odbudować więź z córką. Wie, że aby osiągnąć cel, czeka ją długa droga i dużo pracy.

Czy los da jej szansę? Czy można zapomnieć wyrządzone krzywdy? Ponownie zaufać?”

Liz Doporto nie pamięta niczego co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu lat jej życia. Nie pamięta jak obsługuje się smartfony, nie wie czy jest samotna czy może ma męża i dzieci. Nie pamięta czy miesza w hotelu czy we własnym domu, gdzie jest jej pracownia i kim są otaczający ją ludzie. Błądzi po omacku wśród dotychczasowego życia, a my – czytelnicy – razem z nią próbujemy połączyć wszystkie wątki w kształtną całość. Nie jest to łatwe, bowiem rzuceni w środek akcji, tak samo zagubieni, tak samo zdezorientowani łapiemy się na tym, że tak jak Liz Doporto, w głowach mamy przerażającą pustkę. Autorka zastosowała zaskakujący zabieg rzucając czytelnika w środek wydarzeń, pomagając czytelnikowi zrozumieć z czym tak naprawdę boryka się Liz. Jej amnezja – niewiedza jawi się nam w taki sam sposób. Nie wiemy kto, nie wie my gdzie i nie wiemy co. Zdani tylko na słowa równie bezradnie przechodzimy przez pierwsze rozdziały, które dla głównej bohaterki to czyste kartki, gotowe na nową historię.

„Zapatrzył się na spływającą strużkami wody szybę. – Widzisz, lubię różne smaki, przygody i wyjazdy. Nie da się poczuć życia w całej jego rozpiętości, spędzając każdy dzień dokładnie tak samo. Jak wtedy odróżnić jeden od drugiego?”

Główna bohaterka to światowej sławy artystka, malarka. Najbliższą jej osobą jest jej agentka – nieco ekscentryczna i przebojowa, a już na pewno nieznosząca słów sprzeciwu Alex. Robi wszystko co może by Liz przypomniała sobie dotychczasowe życie w blasku fleszy jednak Liz idąc tropem swojej intuicji obiera inne ścieżki na przypomnienie sobie samej siebie i całe szczęście bo jak możemy przekonać się później, świat showbiznesu nie jest tak kolorowy jak mogłoby się wydawać. W miarę jak akcja toczy się do przodu coraz więcej faktów z życia Liz wychodzi na jaw. Ku zaskakującemu sprzeciwowi Alexy i ogromnej pomocy Lily, Liz Doporto powoli uświadamia sobie kto tak naprawdę jest jej przyjacielem a kto wrogiem, przypomina sobie jakim naprawdę jest człowiekiem i szuka najlepszego planu by naprawić błędy przeszłości. Na odkupienie win nie ma czasu by zwlekać. Nowe życie nie będzie czekać, trzeba ratować co się da by na nowo być szczęśliwą. Muszę przyznać, że Liz Doporto początkowo nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Jej działania wydały mi się chaotyczne, pozbawione logiki i sensu, ale w miarę jak uświadamiałam sobie w jakiej sytuacji się znalazła, docierało do mnie, że na jej miejscu postępowałabym nie lepiej. W miejscu gdzie powinien być przecież zdrowy rozsądek było zagubienie i szok więc jak można postępować logicznie? Nie jestem też pewna na ile przypadek Liz Doporto konsultowany był medycznie, ale nie zapominam, że to w końcu jest fikcja literacka i nie wszystko musi być zgodne z rzeczywistością, zwłaszcza że realizmu dodają częste wahania nastrojów bohaterki, niemalże namacalne łzy i dźwięczny śmiech.

„Milczałam. Zdałam sobie sprawę, że bez względu na to, czy go sobie przypomnę, czy już nie, już go nigdy nie spotkam. To było nie do nadrobienia. To już było i nigdy się nie powtórzy. Uświadomiłam sobie, że nawet odzyskana pamięć nie odda mi straconego czasu. Tak naprawdę nie dążyłam już do odzyskania dawnego życie, do nowej szansy. Przede mną była już tylko przyszłość, która bez względu na to, czy sobie coś przypomnę, czy nie, okaże się pewnie inna, niż bym sobie życzyła. Tak jak teraz. Zresztą, nie wiedziałam nawet, czego bym chciała. Niezdecydowanie. Nie, gorzej – niewiadoma. Najgorsza przyszłość to niewiadoma. Brak perspektyw. Milczałam przez resztę drogi, przygnębiona tą myślą. Ile jeszcze rzeczy straciłam bezpowrotnie? Czy niewiedza jest moim przekleństwem czy błogosławieństwem?”

Co mi się we „Wszystko już było” bardzo podobało to mnogość tematów, które porusza autorka. Znajdziemy tu nie tylko motyw amnezji, ale także temat emocjonalności czy świata showbizensu. W bardzo delikatnych oparach romansu mamy styczność z przykładem literatury obyczajowej, delikatnej, wrażliwej i ujmującej czytelnika. Droga do normalności, podróż przez przeszłość by odnaleźć siebie w teraźniejszości i dać sobie szansę na szczęśliwą przyszłość a do tego smaki i klimat Lizbony i innych miejsc z mapy Portugali. Pyszne potrawy, kolory, które aż biją z tekstu wyprowadzając czytelnika w niemalże urlopowy nastrój (gdyby nie dość dramatyczna fabuła można by odnieść wrażenie, że ta powieść aż zachwala odwiedzane przez bohaterkę miejsca). Czego w tej książce nie ma, skoro mamy tu wszystko? Smak wina i łez delikatnie spływających po policzkach. Zapach rozgrzanej skóry, farb, morza i domowej bliskości. Widoki zapierające dech w piersi, szaleńcze bicie serca i miłość… Jestem pewna że nie wymieniłam tu wszystkiego co chciałabym wymienić, że zapomniałam o większości wątków i emocji jakie we mnie wywołały, mam nadzieję jednak że i bez mojej pomocy odnajdziecie w tym tytule coś dla siebie.

„Nadzieja wzlatywała i upadała. Emocje wahały się non stop między euforią a żałobą, a to jakby nie patrzeć, szeroka rozpiętość. Radość z odzyskania szybowała i roztrzaskiwała się na ścianie straty. Nie byłam już pewna, co czuję, co powinnam czuć. Zagadka się pogłębiła, nie dając żadnej wskazówki, żadnej możliwości. Tkwiłam w trudnym położeniu i nie wiedziałam, dokąd iść, ale jednocześnie musiałam coś zrobić. To była moja ostatnia nadzieja. Podnieść się, zawalczyć, spróbować. Tylko w ten sposób mogłam coś zmienić.”

Nie mogę też zapomnieć o Toruniu – miejscu na Polskiej mapie, które odwiedza Liz, miejsce z którym jest silnie związana – tak samo jak sama autorka, ale też i ja… Czytając o miejscach, które sama znam na mojej twarzy gościł uśmiech. A skoro o emocjach mowa to „Wszystko już było” wywołało u mnie cały ich wachlarz. Wzruszenie, strach, ciekawość, radość, pragnienie, tęsknota. Historia jaką nam serwuje Marta Lenkowska jest wyjątkowa, ale też charakterystyczna. Czytając ją zechcecie znaleźć się w Lizbonie u boku Liz Doporto.. Zechcecie ją uściskać i pocieszyć słowami, że będzie lepiej. Bo nie ważne, że „Wszystko już było” bo zawsze może być raz jeszcze.



Ze swojego miejsca chcę bardzo podziękować Marcie i wydawnictwu Plectrum za to, że miałam możliwość nie tylko zrecenzowania tej powieści, ale też zaszczyt objęcia jej swoim pierwszym w życiu patronatem.

Marto, z całego serca dziękuję za zaufanie!

Zapraszam Was do czytania „Wszystko już było” i do dzielenia się własnymi przemyśleniami na temat tej powieści. Odwiedźcie stronę autorki i jej profil na instagramie i nie zapomnijcie jej zaserduszkować :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

[książka a ekranizacja #2] ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czytając ,,Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” wiedziałam, że za zapowiadany na okładce zabiorę się niemalże od razu po przeczytaniu książki. Tak faktycznie zrobiłam więc korzystając z wolnej chwili zapraszam Was na drugi post z zaczętej rok temu serii [książka a ekranizacja] Ten tytuł był już w mojej świadomości od dość dawna, a już zwłaszcza jeśli chodzi o film, który na liście netflixa przewijał się u mnie więcej niż kilka razy. Zawsze jednak wzbraniałam się przed obejrzeniem, bo przecież najpierw czytam książki a dopiero później oglądam ich filmowe obrazy i gdy natrafiłam w wakacje na książkowy kiermasz booksale.pl a w jego asortymencie znalazłam egzemplarz „Miłośników..)” to sami wiecie… On sam praktycznie załadował się do mojej zakupowej torby. Nie wiem tylko dlaczego z przeczytaniem zwlekałam aż do jesieni, chyba podświadomie czułam, że ten tytuł potrzebuje odpowiedniego klimatu i nastroju by odebrać go w całej swojej wspaniałości. To samo okaza

"Bez oklasków" czyli Jan Englert szczerze o sobie!

Polubiłam w tej książce to, że jest ona żywą historią, niejako zobrazowaniem wydarzeń i chronologii Polskiej Sceny Teatralnej i Filmowej. I polubiłam też te uczucia, które we mnie wywołała – przypomniała mi bowiem jak bardzo lubię teatr i jak bardzo lubię być nie tylko widzem. Był przecież czas, kiedy z teatrem wiązałam swoją przyszłość a pozalekcyjną część swojej edukacji spędzałam właśnie w kołach teatralnych i grupie aktorskiej. Jan Englert w rozmowie z Kamilą Drecką przedstawił ciekawy punkt widzenia. Swój punkt widzenia na świat, który warto poznać i to w tej książce jest równie ważne jak sama otoczka rzeczowego i dobrze przygotowanego wywiadu. Napisanie recenzji „Bez oklasków” zajęło mi okrutnie dużo czasu, głównie ze względu na to, że nie mogłam patrzeć w ekran laptopa dłużej niż piętnaście minut, ale też dlatego, ciężko mi było zebrać po niej myśli. Sama rozmowa wywołała u mnie całą kaskadę przeróżnych odczuć od radości po nostalgię. „Jan Englert mówi o sobie, że jest złożony