Tego posta akurat nie planowałam. Miała być kolejna partia zdjęć z Ukrainy a tu "coś" mi nagle wpadło tak niespodziewanie. Ale przejdźmy do sedna. Uwielbiam burze. To zjawisko wywołuje u mnie jednocześnie wielką radość, podekscytowanie, ogólne niespokojne nastawienie i też strach. W niedzielę skończyłam lat 18 i nadal trochę boję się burzy, no i co z tego? Trzeba przyznać, że ma coś w sobie. Jest piękna. Agresywna. Zjawia się nagle, czasem bez zupełnej zapowiedzi, a gdy już się zjawia.. no właśnie... Co robi jak się zjawia? Przeraża i ekscytuje. Oczarowuje swym pięknem i natychmiast każe uciekać, grożąc grzmotami. Dla mnie tak to przynajmniej wygląda. I wiecie co? Dziś wieczór, jakieś.. 40 minut temu (?) miałam okazję taką burzę przeżyć. Dla mnie dopiero teraz zaczęła się burza. Wraz z pierwszą, moją, wiosenną burzą, skończył się ten cały syf związany z zimnem a zaczęło się na dobre cieplutkie grzanie. Oczywiście zmiana pogody wchodzi w grę, ale dla mnie się zaczęło. I tyl